niedziela, 17 stycznia 2021

The New Mutants

Dark Phoenix była takim szrotem, że decyzja o tym, żeby to ona trafiła jako pierwsza (albo żeby w ogóle trafiła na ekrany), wydaje się co najmniej dziwna. Nie żeby The New Mutants rozgrzeszało twórców serii, ale na pewno wypada lepiej od poprzedniczki.

Mamy grupę młodych mutantów zamkniętych w czymś, co uważają za jeden z ośrodków szkoleniowych Profesora X. Dzieciaki nie panują nad swoimi mocami i mają bagaż problemów, z którymi najpierw mają się uporać, zanim zasilą szeregi X-Men. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja.

Założenia są w porządku, gorzej z resztą. Na początek warto wspomnieć o piekle produkcyjnym, przez jakie przeszli Mutanci. Ten film poprawiano tyle razy, że aż dziwne, że trzyma się kupy bardziej od Dark Phoenix. Miała to być komedia, miał to być horror i po sposobie prowadzenia akcji oraz dialogów da się zauważyć, że ni cholery nie potrafili zdecydować się, w którą stronę pójść. Przez co horror ma pomysły wizualne, ale nie straszy, a komedia nie śmieszy. Pominę już chyba z 5 przesunięć premiery.

Kolejnym problemem są przedstawione realia. Pewnie, że filmy o trykociarzach nie są ostoją realizmu, ale muszą zawierać takie podstawy albo taką treść, żeby widz zwyczajnie nie miał czasu na czepianie się. Najlepszymi przykładami (które na ten realizm się siliły) niech będą Batmany Nolana albo Daredevil z Netflixa. Tutaj mamy placówkę z jednym pracownikiem, którego działań dzieciaki nie kwestionują dopóki wszystko nie zaczyna się sypać. Największa tajemnica jest oczywista od samego początku, a moce (ze wskazaniem na jedną z dziewczyn) powinny pomóc w wydostaniu się z placówki, ale postacie w ogóle nie biorą tego pod uwagę. Do tego dodajmy cały stosik mniejszych i większych bzdur w logice, które na pewnym etapie zaczyna się po prostu ignorować, bo jest ich za dużo.

Powiązania z filmowymi X-Men również wyszły połowicznie dobrze. Padają konkretne terminy, pojawia się Essex Corporation, nawet niektórych z młodzików kojarzę z komiksów. Z drugiej strony: Essex Corporation to dobry kamyczek kontynuujący wzmiankę z Apocalypse, ale zaprzepaszczony przez Dark Phoenix. W składzie mamy Illyanę Rasputin, czyli Magik, siostrę Colossusa, lecz żadnego odniesienia do pokrewieństwa.

Aktorzy coś tam próbują działać, ale mają problemy z pamiętaniem o akcencie lub wypada on komicznie w sytuacjach innych niż zwykła rozmowa. Inna sprawa, że bohaterowie są niemal wyprani z osobowości, więc wspomniany akcent to chyba jedyne, na czym ekipa mogła spróbować się skoncentrować. Efekty specjalne jakieś są, tylko na każdym kroku daje o sobie znać ich mała ilość spowodowana cięciami finansowymi. Fabuła bardziej trzyma się kupy, z tymże jej przewidywalność i banalność skutecznie zniechęcają.

The New Mutants to obraz, który był komuś wybitnie nie na rękę, a ktoś inny uparł się, żeby i tak go dokończyć. Nie jest to najgorszy film w cyklu. Ba, ma takie przebłyski, że gdyby faktycznie poeksperymentować z nimi, najlepiej przed Apocalypse, może wyszłoby coś ciekawszego. Teoria jedno, praktyka drugie. Otrzymaliśmy średniaka, któremu brak szlifów, ale który ma szansę spodobać się osobom na głodzie trykociarskim. Moja ocena: 3-. Osoby mniej wyrozumiałe/odporne na techniczno-fabularne bzdury mogą obniżyć ocenę do 2.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz