Tak, teraz to już naprawdę ostatni sezon. Agenci ścigają kolejnego wroga, tym razem wzdłuż linii czasu. Nowy przeciwnik stara się namieszać w kluczowych momentach tak, żeby S.H.I.E.L.D. nie powstało.
Na tym etapie miałem świadomość, że serialowa warstwa MCU jest w trakcie reorganizacji i że wszystkie serie są kończone/anulowane. Podszedłem więc bez jakichkolwiek oczekiwań. Struktura sezonu jest bardzo podobna do poprzedniego – jeden przeciwnik, dwie rundy. Biorąc pod uwagę teorię dzielenia się czasu na wymiary równoległe zaprezentowaną w Endgame, obecni agenci prawie na pewno są już gdzieś obok, a nie w głównej linii z filmów. Niemniej jednak autorom udało się zawrzeć nieco smaczków dla wytrwałych. Zamknięto np. wątek z Agent Carter, nawiązano do Inhumans z sezonów numer dwa i trzy, przewinął się motyw podobny do tego z Winter Soldier związany z eliminacją wrogów Hydry itd.
W fabule widać kilka naprawdę niegłupich pomysłów, zwłaszcza na samym początku. Jest tam taki zwrot akcji związany z Hydrą i Tarczą, który wywołał banana na mojej gębie. Niestety, im bliżej naszego rocznika w linii czasu, tym bardziej akcja jest rozwleczona. Do tego stopnia, że można by spróbować wyciąć 1/3 sezonu i pewnie zyskałby na tym. Samo pożegnanie i finałowa scena z jednej strony wydają się pasować do ogólnego kiczowatego wydźwięku MCU, z drugiej nawet jak na niego są nieco przesłodzone.
Jeśli naprawdę dotrwaliście do tego miejsca, siódmy sezon warto obejrzeć choćby jako formalność (i trochę jako nagroda po słabszym poprzedniku). Jeśli odpadliście gdziekolwiek po drodze to… obejrzyjcie sezon numer 4 i darujcie sobie resztę. Moja ocena: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz