Po raz pierwszy na blogu opiszę wrażenia ze sztuki teatralnej… i to jakiej! Nie mówimy tu o kółku teatralnym założonym przez fanów, tylko pełnoprawnej, oficjalnej adaptacji, w którą władowano sporo wysiłku.
Fabuła zasadniczo przebiega zgodnie z tym, co gracze znają z Yakuzy/Yakuzy Kiwami. Da się zauważyć pewne różnice (np. brak retrospekcji Nishikiyamy z okresu, w którym Kiryu był w więzieniu, zaś w ich miejsce sceny, w których dogaduje się z Jingu), ale na tle bałaganu, jaki panował w filmowej wersji te tutaj to raptem drobiazgi. Obsada jest o niebo lepiej dobrana, jeśli nie liczyć dwóch wyjątków: Majimy i Shimano. Ten pierwszy świetnie gra, ale posturą (zwłaszcza przy górującym Kiryu) nikogo nie przestraszy. Shimano stanowi jeszcze większy kontrast, gdyż w oryginale był to jeden z największych bydlaków, a tutaj to zwykły kurdupel. Mimo to aktorsko się sprawdza. Ciekawą zmianą jest wprowadzenie Ryuji’ego Gody, co na tle wydarzeń z Yakuzy 2/Kiwami 2 stanowi cwane nawiązanie i niegłupi sposób na połączenie obu tytułów.
Najbardziej niesamowitą rzeczą jest to, jak bardzo sztuka oddaje naturę gry. Nie mam na myśli tylko popierniczonych bohaterów, ale także szczegóły typu tablice opisujące nowo pokazane postacie, energetyki w trakcie walki, a nawet fragmenty ścieżki dźwiękowej. Świetną robotę wykonano przy dekoracjach oraz przejściach z jednej sceny w drugą. Tak płynnych retrospekcji (i do tego jedna w drugiej) to nawet gra nie miała. Zmienione otoczenie często wykorzystuje te same elementy i aktorów (co w tym drugim wypadku czasami brzmi zabawnie, gdy jeden człowiek w tym samym kostiumie gra dorosłą postać, a za chwilę w ramach retrospekcji wciela się w jej dziecięcą wersję). Całość okraszono tym samym poczuciem humoru, co grę… No może trochę bardziej stonowanym, ale to tylko przez wzgląd na brak zadań pobocznych w fabule.
Yakuza: The Stage Play jest czymś, co bardzo chętnie zobaczyłbym na żywo albo chociaż kupił DVD. Niestety przez wzgląd na barierę językową oraz dostępność płyty wyłącznie na terenie Japonii jedynym (póki co) sposobem na obejrzenie jest zapis na Youtube z angielskimi napisami, którego jakość jest taka sobie. Niemniej jednak sama sztuka jest o niebo lepszą adaptacją od filmu i zasługuje na uwagę. Moja ocena: 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz