niedziela, 16 czerwca 2024

Boogeyman 2

Pomimo tego, iż film z 2005 roku był w najlepszym wypadku średniakiem, okazało się, że sprzedał się na tyle dobrze, by uzasadnić zrobienie dwóch sequeli. Co prawda te trafiły od razu na płyty, ale jednak powstały.

Tym razem śledzimy historię Laury i jej brata, którzy w dzieciństwie byli świadkami brutalnego morderstwa ich rodziców. Zgodnie z tytułem zbrodnię przypisują boogeymanowi. Brat Laury po przejściu terapii jakoś sobie radzi, natomiast dziewczyna broniła się przed nią do ostatniej chwili, aż w końcu poddaje się i zapisuje się do tej samej kliniki. Po dołączeniu do grupy dzieciaków z różnymi lękami, pacjenci zaczynają padać jeden po drugim.

Boogeyman 2 korzysta z tego samego patentu, co poprzednik – sugeruje, że ktoś za pomocą opowiastki do straszenia dzieci próbuje wytłumaczyć swoją traumę. Różnica polega na tym, iż sequel ciągnie ten patent dalej od pierwowzoru. Niemal w te same rejony co… Friday the 13th: A New Beginning (piąta część serii). Na szczęście autorzy nie ograniczają się do bezczelnego kopiowania. I o ile rozgryzienie tego, co się naprawdę dzieje, nie jest jakąś arcytrudną łamigłówką, fajnie, że w ogóle ją zawarto.

Generalnie gdyby próbować zakwalifikować Boogeymana 2, to ma wszystkiego po trochu. Jest szpital psychiatryczny, choroby psychiczne, trochę slashera, trochę jatki niczym w serii Piła oraz wątek nadnaturalny stanowiący pretekst. Samo straszenie nie jest może tak subtelne jak w jedynce, ale z drugiej strony efekt końcowy nie kończy się trzęsącą się kamerą, ani czymś równie głupim. Mało tego, w jednej ze scen pod koniec, gdzie widz wręcz nastawia się na jump scare, Boogeyman 2 rozgrywa to po swojemu tak, że bardziej zaskoczył mnie jego brak niż jakikolwiek potwór wyskakujący z szafy. Rodzynkiem całego seansu jest niewielka, lecz skutecznie odciskająca się na fabule obecność Tobina Bella, który na tym etapie miał już za sobą cztery Piły.

Nawet jeśli fabuła jest przewidywalna i miejscami niezbyt mądra, to nadal stanowi mieszankę, dzięki której można liczyć na niezły seans. Ba, śmiem twierdzić, że w gronie miłośników będzie jeszcze zabawniej, bo można wtedy zainicjować zabawę: „Gdzie jeszcze to widziałem?”, lecz tym razem bez kpiarskiego tonu. Im bliżej końca, tym więcej punktów można nastukać. Moja ocena: 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz