niedziela, 1 września 2024

Loki – Season 2

Sylvie załatwia Kanga, co powoduje powstawanie pierdyliardów wariantów (czyli de facto multiwersum), a Lokiego przerzuca do siedziby TVA. Z kolei bóg psoty nie potrafi za długo zostać w jednym miejscu, bo coś cały czas teleportuje go w przeszłość i z powrotem. I w tych warunkach musi uratować wszystko, co istnieje, zanim warianty Kanga wezmą się za łby.

Muszę przyznać, że jest to najnudniejsze ratowanie wszechświatów, jakie w życiu widziałem. Do tego stopnia, że gdyby nie streszczenie poprzednich wydarzeń na początku każdego odcinka, nie pamiętałbym co się działo, bo mój mózg w takim tempie wymazywał serial.

Autorzy myślą, że są cwani nadając postaciom imiona typu Uroboros, ale każdy z tych zabiegów jest subtelny niczym zderzenie z rozpędzonym tirem. Natomiast gdy wrócimy do bohaterów stricte marvelowych: Loki ma może ze dwie sceny, gdzie faktycznie jest twardzielem; Sylvie przypomina cień siebie (i to pomijając nową motywację), ludzie z TVA są nudni (autentycznie wykastrowano nawet te obleśne osobowości), a Victor Timely to najbardziej irytujący wariant Kanga ze wszystkich dotychczasowych (uwzględniając nawet Kangów zachowujących się jak stado małp w Ant-Manie 3). Jonathan Majors jest co najwyżej średnim aktorem. Jego kolejne interpretacje Kanga różnią się dosłownie tym, że mówią normalnie lub z coraz dłuższymi przerwami między słowami. Victor Timely oprócz tego sili się jeszcze na osobliwy akcent, który brzmi, jakby przechodził kolejną mutację głosu. W Ant-Manie 3 podobny zabieg (minus akcent) trwał około półtorej minuty. Tutaj jest go od groma i przez kilka odcinków.

Podobnego kalibru jest też zakończenie sezonu przypominające numer wykręcony w trzeciej części Piratów z Karaibów. Loki dostaje nową rolę, osiąga swój chwalebny cel i wciska się w takie miejsce, że a) Tom Hiddleston może już nie wracać, b) postać będzie już zawsze obecna w MCU, chyba że c) ktoś ją zastąpi, bo od teraz MCU już zawsze będzie musiało mieć boga opowieści (stąd moje nawiązanie do Piratów).

Drugi sezon Lokiego polecam wyłącznie jako lek na bezsenność. Podobały mi się dosłownie dwie sceny: Loki walczący po staremu (stosujący iluzje, żywe cienie i kopie samego siebie) oraz inspirowana chyba Dniem świstaka lub Edge of Tomorrow ostatnia konfrontacja z Kangiem. Moja ocena: 2+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz