Jeśli ktoś oglądał scenki z napisów drugiej części, był świadom, w jakim kierunku może zmierzać sequel. Mimo to obstawiam, iż nie spodziewał się, że wyjdzie z tego tak dobry film.
Ze swojego więzienia na Ziemi wyrywa się Shadow, który po wielu latach niewoli stwierdza, iż ma z ludzkością rachunki do wyrównania. Jak tylko zaczyna rozrabiać, organizacja GUN prosi Sonica i spółkę o asystę.
Nie ma się co oszukiwać, pomimo imienia Sonic w tytule to Shadow gra pierwsze skrzypce w filmie i jest to czysta wirtuozeria. Kradnie praktycznie każdą scenę. Autorzy serwują nam wiarygodną motywację i przemianę. Jego historia angażuje, dzięki czemu nietrudno wysiedzieć cały seans. Sonic jako postać też musi dojrzeć i również wyszło to znakomicie. Żeby nie było, że Knuckles i Tails nie mają nic do roboty lub ograniczają się wyłącznie do komediowych sytuacji – nie. Nie dość, że ich dialogi stanowią istotne punkty w rozwoju niebieskiego, to wyraźnie czuć, iż bez ich pomocy ta przygoda skończyłaby się źle.
Wątek ludzi został tak zminimalizowany, jak tylko się dało i… wyszło dziwnie. W obrębie filmowego świata ma on ręce, nogi i żadnego powodu, by trwać dłużej. Fani gier powinni cieszyć się, że lwia część opowieści to Sonic i spółka w akcji, ale ja osobiście żałuję, że Krysten Ritter miała tak mało do roboty. Mimo wszystko z dwojga złego lepiej w tym kierunku.
Naturalnie po stronie tych złych nadal mamy Jima Carreya, tym razem w dwóch rolach. I o ile sam występ jest świetny, o tyle przy niektórych dowcipach miałem wrażenie, iż są pociągnięte ciut za daleko, jakby koniecznie chciano przebić dwa poprzednie filmy, ale odbiło się to na jakości.
Od strony wizualnej Sonic 3 wgniata w fotel. Efekty, walki (szczęścia i powodzenia, by ostatnie starcie między jeżami nie skojarzyło się z Dragon Ballem), sceny akcji są po prostu rewelacyjne. Miałem ochotę bić brawo za to, jak przejrzyste i dopracowane w szczegółach są poszczególne sekwencje niezależnie od tego, czy toczą się w nocy, za dnia, czy w kosmosie. To jest coś, czego mi brakowało np. w pierwszym Venomie. Przy okazji upchnięto wiele easter eggów, choć przyznam, że poślizg motorem rodem z Akiry nie robi już na mnie wrażenia, bo to zupełnie tak, jakby przez te wszystkie lata nie udało się zrobić żadnej innej równie znanej akcji i w kółko odtwarza się tę jedną.
Na koniec jako ciekawostkę dodam, iż na szczęście znajomość serii Knuckles nie jest w ogóle wymagana. W całym filmie pada dosłownie jedno zdanie wzięte żywcem z serialu i tyle. Ktoś, kto go nie widział, może się zastanawiać, dlaczego Knuckles to powiedział, ale wierzcie mi, seria nie jest warta czasu poświęconego na poznanie tej odpowiedzi.
Biorąc pod uwagę, co było materiałem źródłowym, jak wyglądał Sonic, zanim trafił do kin oraz ogólną opinię o adaptacjach gier komputerowych, filmowy jeż nie miał prawa wypaść tak dobrze, a już na pewno nie trzy razy. Sonic 3 to najlepsza odsłona serii, zdecydowanie poważniejsza, miejscami mroczniejsza, ale nadal utrzymana w duchu gier i swoich poprzedników. Moja ocena: 5-.
P.S. Warto zostać do końca napisów. Obie zamieszczone scenki powinny przypaść fanom do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz