Amazon zaskakuje w swym doborze tematów na seriale. Najpierw byli niełatwi w odbiorze The Boys. Teraz pojawiła się informacja o adaptacji serii Paper Girls. Między nimi wylądowała seria bazująca na… uniwersum z podręczników RPG… Nie jest to pierwszy taki zabieg w historii rozrywki. Mnie natychmiastowo skojarzył się z mało znanym lub zapomnianym tytułem, jakim był Kindred: The Embraced, którego fabułę umieszczono w bardzo popularnym RPG, Wampirze: Maskaradzie. Nie zmienia to jednak faktu, że opisywany tu tytuł Amazona za podstawę wziął coś dość świeżego, posiadającego własne, ciekawe pochodzenie. Inspiracją do Opowieści z Pętli (oficjalny polski tytuł serialu, podręcznik RPG przetłumaczono jako Tajemnice Pętli) są obrazy Simona Stålenhaga, na których przedstawił szwedzkie przedmieścia z lat ’80 poprzedniego wieku, uzupełnione o fantastyczne technologie i istoty.
Sam serial przypomina antologię opowiadań w klimatach staroszkolnego science-fiction. Tytułowa Pętla to ośrodek badawczy znajdujący się w pobliżu miasteczka. Odkrycia naukowe, jakich się tam dokonuje, graniczą z magią. Każdy odcinek to osobna opowieść, choć zazębiająca się np. z poprzednim lub kolejnym w jakiś sposób. Dzięki temu odczuwa się, że Pętla dotyka więcej niż jedną osobę, a stworzona populacja miasteczka żyje własnym życiem.
Staroszkolne s-f nie tyczy się wyłącznie obranej stylistyki RPG i serialu. Chodzi też o sposób prowadzenia opowieści, który nie zawsze ma pointę, jakiej oczekujemy. Ba, czasami wcale jej nie ma: dany epizod pokazuje, że ktoś głupio zrobił i tyle – zostawia nas z przemyśleniami. Nie licząc wyjątków, współczesne historie s-f sprowadzają się do radosnego wygrzewu w świetle wystrzeliwanych pocisków laserowych, przez co Tales stanowią miłą odmianę w mainstreamie.
Urządzenia i dziwadła związane z Pętlą będą przywodziły na myśl artefakty z książki braci Strugackich: Piknik na skraju drogi. Obecność Pętli w miasteczku i ponura atmosfera przypomina serial Dark, a wnioski, jakie nasuwają się w trakcie seansu, oraz antologiczna natura serii kojarzyła mi się z kolejnym serialem: Black Mirror. Iście wybuchowa mieszanka i bardzo fajny klimat, choć nie dla każdego. Tales from the Loop znakomicie wykorzystują medium, jakim jest serial. W trakcie seansu będziemy raczeni licznymi scenami opierającymi się wyłącznie o część wizualną – zero dialogu. Mimo to żadna z tych sekwencji nie pozostawia wątpliwości co do treści, tonu, czy nastroju.
Przyczepić się można do kilku drobiazgów. Pierwszym jest jeden wątek, który przewija się przez kilka odcinków. Na początku wydaje się nie mieć zakończenia, a gdy widz je otrzymuje, może okazać się niesprawiedliwe. Drugim jest ponura atmosfera – nie z rodzaju tych strasznych, tylko przygnębiających. Zdaję sobie sprawę, że miasteczka na krańcu świata, w których przeważnie nic się nie dzieje, mogą wyglądać na pogrążone w apatii, ale podkreślanie tego w każdym odcinku (ba, kadrze) męczy także oglądającego. Trzecim jest ta heca z pointami – nawet nie chodzi o ich brak, czasami po prostu chciałoby się zakończyć daną historię w innym miejscu. Najlepszym przykładem niech będzie siódmy odcinek, który czymś tam się kończy, ale to coś jest tak niedefinitywne, że aż boli. Nawet obecność konkretnych postaci w kolejnym epizodzie nie załatwia sprawy, bo oprócz faktu przeżycia nie informuje o niczym.
Niemniej jednak Opowieści z Pętli to dobry serial, któremu warto dać szansę. Choć przyznam się, że gdyby nie połączenie (drobne, ale jednak) odcinków numer 1 i 2, sugerowałbym zaczęcie właśnie od drugiego. Pierwszy niby zaznajamia widza z konwencją, lecz nie jest jakoś specjalnie porywający. Sam robiłem do niego dwa podejścia, zanim na dobre zacząłem oglądać serię. Moja ocena: 4.
niedziela, 30 sierpnia 2020
niedziela, 23 sierpnia 2020
Paper Girls 4
Na samym początku tego zeszytu bałem się, że pytań nagromadzi się tyle, że prędzej pogubię się zanim, czegoś się dowiem. To wrażenie potęguje spotkanie dziewczyn z postacią, która zdaje się wiedzieć więcej niż powinna. Dosłownie oczekiwałem jakiegoś bełkotu lub mówienia zagadkami i tu nastąpiła niespodzianka.
W relacje naszych protagonistek wkrada się napięcie. Nie dość, że ciągle nie mogą wrócić do domu, to na wierzch wyłażą rzeczy, z którymi nie wszystkie czują się komfortowo. Reakcja typu: „Coś ty, kurwa, powiedziała?” czyni je jeszcze bardziej ludzkimi. Standardowo też dorzucono motyw spotykania przyszłej wersji siebie, dywagacje, co kogo czeka w przyszłości i dlaczego tak, a nie inaczej. Jest też to uczucie, że podróż zmierza w jakimś kierunku,
Po zwątpieniu, jakie miałem w zeszycie numer trzy tutaj odetchnąłem z ulgą, że mój kredyt zaufania został wykorzystany. Moja ocena to 5-, ale można ją zaniżyć do 4, jeśli nie jesteście fanami dużych robotów, których tutaj nie da się uniknąć.
niedziela, 16 sierpnia 2020
Life is Strange 2
Ta gra od początku miała pod górkę. Pomimo tego, że zawiera dwójkę w tytule, nie kontynuuje opowieści o Max i Chloe. Zamiast tego otrzymujemy braci Diaz, którzy w wyniku bardzo niefortunnego wydarzenia i manifestacji mocy telekinetycznych u młodszego z nich uciekają przed policją. Ich plan: dotrzeć do Meksyku. Nie ma nic złego w chęci stworzenia
Przy rozpoczęciu rozgrywki gra jest miła i pyta nas o ostatnią decyzję z pierwowzoru. Ma to znaczenie stricte kosmetyczne, ale… No właśnie. Kosmetyka polega na tym, w jakim stanie będzie Arcadia Bay, gdy przejedziemy obok niej w pierwszym odcinku tego sezonu. Natomiast „ale” odnosi się do dialogu, na jaki można wpaść w ostatnim odcinku. Tutaj nastąpiło coś, czego się
Szkoda tylko, że pozytywne aspekty dotyczące fabuły drepczą wokół LiS. Właściwa fabuła już takiego pozytywnego uczucia nie zostawia. Tradycyjnie dla serii – w momencie gdy zadacie pytanie (Dlaczego?) na samym początku, albo przewidzicie jego przebieg (co naprawdę nie jest trudne), reszta się posypie. Pozostaje akceptować
Kolejne około fabularne problemy znajdują się w konstrukcji opowieści. LiS2 w dużej mierze przypomina pierwszy sezon The Walking Dead, tylko gorzej zrealizowany. LiS i BtS rozgrywały się na przestrzeni tygodnia. Wydarzenia były ciasno upchane, trzymały w jakimś napięciu i zawierały postacie, do których grający się przyzwyczajał. LiS2 rzuca nas od odcinka do
W LiS mieliśmy cofanie czasu, w BtS pyskówki, tutaj mamy młodszego brata ze zdolnościami telekinetycznymi. No dobra, to nie brzmi ekscytująco, ale ma potencjał. Daniel jest małym, rozpieszczonym bachorem, który nie dość, że ma tę moc, to jeszcze jest podatny na wpływy. Naszym zadaniem jest ukształtować go tak, żeby wyszedł na ludzi. Istnieją dwa
Graficznie LiS2 jednocześnie robi wrażenie i potrafi je zatrzeć równie skutecznie. Miejscówki, modele postaci, tekstury i animacje – to liczy się na plus. Świetnie rozplanowane, dużo bardziej różnorodne rozmiarem oraz wyglądem i dobrej jakości, stojące o poziom wyżej od poprzedników. Jednocześnie mimika twarzy jest niewiele lepsza od LiS, a BtS nadal zjada obie te
Na deser fajna ciekawostka. LiS2 posiada darmowy epizod, albo jeśli wolicie – demo: The Awesome Adventures of Captain Spirit. I tak – ono również jest uwzględnione we właściwej grze. Stan, w jakim zostawimy końcówkę tego epizodu,
Podsumowując: Chciałem polubić LiS2, naprawdę. Dałem tytułowi szansę, ale jej nie wykorzystał. Opowieść ledwo trzyma się kupy nawet przy dużej dozie wyrozumiałości, postacie nie zapadają w pamięć, a całość wygląda na duże ambicje z taką sobie realizacją. Doceniam, że ktoś próbował zrobić coś innego od poprzedników, lecz wyszło, jak wyszło. Jeśli lubiliście wcześniejsze gry, możecie dać LiS2 szansę. Ja jednak nie mogę jej polecić, no chyba że w jakiejś mega dużej promocji, a i to musicie brać poprawkę, że jeżeli tytuł nie spodoba się wam, zainwestowanego czasu nie odzyskacie. Moja ocena: 3+.
Subskrybuj:
Posty (Atom)