poniedziałek, 14 listopada 2011

Gobliiins

Tym razem w ramach przerwy od przerwy od przerwy odpaliłem staruteńką przygodówkę z 1990: Gobliiins. Nawet po latach gra się przyjemnie.

W pewnym królestwie król zaczyna wariować. Dosłownie: nagłe ataki śmiechu, paniki, czy wrzaski powodowane bólem. W akcie desperacji władyka wysyła trzech swoich podwładnych do lokalnego czarnoksiężnika, by ten znalazł jakieś rozwiązanie problemu. Jak się później okazuje, podróż trwa dłużej, niż gobliny mogłyby się spodziewać, a każdy jej moment wypełniają przygody.

Gra podzielona jest na 22 etapy, wliczając w to te, które odwiedzimy po kilka razy. Każdy z nich mieści się na jednym ekranie. Niektóre z nich można przejść rozwiązując dosłownie 1 zagadkę, nad pozostałymi spędzimy więcej czasu. Same łamigłówki nie należą może do przesadnie skomplikowanych, ale charakteryzują się specyficzną logiką. By ją w pełni wyczuć, należy pamiętać o pokręconym poczuciu humoru oraz przetestować obiekty w danym miejscu. Problemem może być nietypowe rozwiązanie (nawet jak na tamte czasy) w postaci paska życia. Raz na jakiś czas kontakt z niektórymi NPCami zaowocuje utratą energii. W grze nie ma systemu save’ów, tylko kody do poszczególnych poziomów. Tak więc jeśli pod koniec jednego poziomu zdarzy nam się wjechać w kartony, będziemy go powtarzali od początku.

System działania sprowadza się do koordynacji poczynań naszych trzech podopiecznych. Do dyspozycji mamy tragarza, który może nosić i używać jednego z przedmiotów dostępnych w lokacji; magika, którego magia... powiedzmy, że różnie działa; siłacza, który musi w coś od czasu do czasu przywalić. Jedyną wadą tego rozwiązania jest niemożliwość wydania poleceń dwóm goblinom jednocześnie. Jeżeli jeden z nich idzie do punktu A, a drugiego chcemy wysłać do punktu B, musimy poczekać, aż pierwszy z nich dotrze do celu, w przeciwnym razie wybór drugiego spowoduje zatrzymanie się pierwszego. Drobiazg, ale zauważalny.

Tytuły z serii Gobliiins charakteryzowała bardzo specyficzna oprawa graficzna. Powykręcane, kreskówkowe postacie szczerzące się do gracza z ekranu. Fantastyczne pomysły dotyczące świata, a przy okazji będące integracyjną częścią zagadek. Sama grafika pomimo iż rozpikselowana, ma swój urok. Dodatkowo jeśli używacie do odpalenia gry ScummVM, można ją odrobinę poprawić, wygładzić krawędzie i zmienić nasycenie barw. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to nieco monotonna paleta, jakiej użyto do sportretowania akcji. Dominującymi kolorami są przeróżne odcienie brązu. Animacja jest umowna, na każdy ruch składa się dosłownie kilka klatek, ale biorąc pod uwagę wielkość ruchomych elementów - nie rzuca się to w oczy.

Poziom udźwiękowienia zależy od wersji gry. Najnowsza, dostępna np. jako bonus do pudełkowego wydania Gobliiins 4, zawiera nagraną od nowa muzykę z wykorzystaniem instrumentów oraz fragmenty czytane w trakcie ilustracji-przerywników. Pozostawiono natomiast oryginalne dźwięki służące za rozmowę, krzyki, śmiech i odgłosy otoczenia. Przy okazji nowej wersji wspomnę też o spolszczeniu. Jest w porządku. Bez rewelacji, ale i bez błędów – w sumie nie było pola do popisu, bo samego tekstu jest tyle, co kot napłakał.

Podsumowując, Gobliiins to klasyka przygodówek. Jeśli ktoś lubi gry lekkie, łatwe i przyjemne, nasycone humorem, powinien zagrać. Miłośnicy produkcji oldschoolowych również nie powinni się zastanawiać. Moja ocena: 4- (minus za pasek życia).

1 komentarz: