poniedziałek, 21 listopada 2011

Gobliins 2: The Prince Buffoon

Syn króla z pierwszej części, tytułowy księciunio, został porwany przez demona, który przy okazji podbił i zniewolił sąsiednie królestwo. Władyka jest zrozpaczony, ale gdzie on nie może, tam gobliny pośle. Panie i panowie, powitajmy naszych bohaterów, Fingusa i Winkle’a.

Jak nietrudno zauważyć liczba kontrolowanych postaci (podobnie jak literek ‘i’ w tytule) została zmniejszona do dwóch. Nie żeby to było wadą. W zasadzie nie licząc magii oba gobliny potrafią to samo, co ich poprzednicy. Fingus to wygadany kombinator, a Winkle osiłek, rozrabiaka i cwaniak. Tym razem większość zagadek będzie opierała się na kooperacji obu postaci. W tej odsłonie idzie ona zdecydowanie dalej za pomocą prostego triku – jednoczesnych akcji. Wiele zadań wygląda w ten sposób, że jeden goblin odwraca czyjąś uwagę, a drugi działa za plecami zaabsorbowanego NPCa, albo obaj wykonują jakąś akcję jednocześnie, np. przy przenoszeniu ciężkich przedmiotów. Dało to spore pole do popisu w tworzeniu zagadek. W pewnym momencie zyskamy też kontrolę nad trzecią postacią – księciem – ale jego zaangażowanie jest minimalne.

Same zagadki charakteryzują się tym samym poziomem absurdu, co poprzednio. Różnica zaszła w ich rozmieszczeniu. W pierwszej części można było korzystać tylko z 1 przedmiotu naraz i ograniczało się to przede wszystkim do tego, co było dostępne na danym poziomie. Dodatkowo wiadomo było, że 1 ekran = 1 poziom. Tutaj już tak nie ma. Poziomy mogą składać się z 2-3 miejsc, między którymi da się przechodzić, zaś gobliny są w stanie przenosić wiele przedmiotów jednocześnie. Warto też mieć na uwadze, że każdy z nich inaczej  zareaguje na wskazany obiekt albo użyje przedmiotu w inny sposób. W niektórych przypadkach bohaterowie w ogóle odmówią podjęcia akcji z różnych powodów, np. Fingus jest zbyt grzeczny, a Winkle za głupi.

Graficznie poprawiono niemal wszystko. Animacja jest minimalnie, ale jednak lepsza. Postacie zarówno naszych bohaterów, jak i napotykanych osób/stworów są większe i z większą liczbą szczegółów, zaś paleta barw została potężnie urozmaicona. Pomimo iż gra mieni się wszystkimi kolorami tęczy, nie jest oczojebna. Ciekawostką jest cenzura (o której zapomniałem wspomnieć przy okazji Gobliiins). Stara wersja gry jest jej kompletnie pozbawiona, co widać już w drugiej lokacji, gdzie natykamy się na fontannę o kobiecych kształtach. W wersji bonusowej z płyty z Gobliiins 4 (oraz starych, wydanych po pierwszej edycji) tę samą fontannę odziano w... kostium kąpielowy. Ot, ktoś się przestraszył kanciastego biustu z sutkami wielkości pikseli, paranoja.

Kolejnymi elementami, które ucierpiały na uwspółcześnieniu gry, są muzyka i dźwięki. Jasne, że te obecne są dużo lepsze jakościowo (w końcu co mówione teksty, to nie brzęknięcia), ale utwory towarzyszące naszej wędrówce są dużo mniej zróżnicowane niż oryginalne, a podłożone głosy zwyczajnie irytują. Autentycznie tutaj lepiej sprawdzają się brzęki i piski zastosowane w pierwowzorze – tworzą bardzo specyficzny klimat współgrający z pokręconą grafiką i zwyczajnie mają zabawniejszy wydźwięk.

Końcową szpilę muszę wetknąć w spolszczenie gry. Przy poprzedniej części wspomniałem, że w grach o przygodach goblinów nie da się popełnić błędu, bo tekstu jest tak mało. Nie mogę w to uwierzyć... tutaj się to udało... No do licha ciężkiego, jakim cudem z piłki koszykowej zrobiono kulę, a z kuli do kręgli piłkę, nie wiem. To jest w tym wszystkim najdziwniejsze – nie ma błędów we fragmentach tekstu robiącego za przerywniki między poziomami, czy w dialogach, ale w nazwach przedmiotów i obiektów już jak najbardziej. Szkoda gadać.

Do Gobliins 2 mam ogromny sentyment. Była to jedna z moich pierwszych przygodówek (wersję shareware miałem jeszcze na dyskietce 5,25). Pomimo iż znam ją praktycznie na pamięć, lubię ją sobie co jakiś czas odświeżyć. Oryginalna wersja zasługuje na pełne 5. Do obecnego wydania dodaję minus za spartolenie tłumaczenia oraz tak ogromne zmiany w oprawie dźwiękowej. Przede wszystkim polecam odszukanie wersji z oryginalnym udźwiękowieniem, ale nawet jeśli takowej nie znajdziecie, to w G2 wciąż warto zagrać, gdyż jest to zwyczajnie bardzo dobra i zakręcona gra przygodowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz