O tytułach pokroju tych z serii The Elder Scrolls, Gothic, Baldur’s Gate, czy Drakensang (z premedytacją ograniczam się do RPGów typu fantasy) wiedzą chyba wszyscy (a przynajmniej spora grupa). Są to pozycje uważane za hiciory, klasyki itp. W ich cieniu egzystują gry indie, które nigdy nie dorównają im budżetem i wykonaniem, ale to wcale nie umniejsza ich wartości. Zwłaszcza jeśli lubi się produkcje old-schoolowe i nawiązujące do tradycji papierowych RPGów. Panie i panowie, przed wami Eschalon: Book I studia Basilisk Games.
Najprostszym zabiegiem fabularnym w historii gier RPG jest zanik pamięci głównego bohatera. Nie inaczej zaczyna się przygoda w świecie Thaermore. Nasza postać budzi się w zrujnowanej wsi Elderhollow. Przy sobie mamy tylko jakąś podstawową broń (zależnie od wybranej klasy) i krótką notkę mówiącą, jak się nazywamy oraz poradę dotyczącą udania się w podróż do sąsiedniego miasteczka Aridell w celu odebrania rzekomo nam przeznaczonej paczki od niejakiego Maddocka. Od tej pory gra jest nasza.
Nie jest może to szczyt oryginalności, ale sama intryga jest poprowadzona całkiem zgrabnie, po przysłowiowej nitce do kłębka. Terenem naszych działań będzie wschodnia część wspomnianej krainy Thaermore, której mieszkańcy obecnie toczą wojnę z rasą podziemnych istot zwanych Orakur. Powodem tych działań jest zaginięcie klejnotu zwanego Crux of Ages. O kradzież oskarżani są właśnie Orakur, a lokalny władyka skierował większość wojsk do walki i odnalezienia klejnotu. Całą sytuację postanowiły wykorzystać gobliny, które zaczęły plądrować wszystkie ludzkie siedziby (pozostawione samym sobie), jakie napotkają.
Najbardziej zaskakująca w tej grze jest liczba decyzji, jakie możemy podjąć. Pojawiają się one nawet w najprostszych sytuacjach, jak np. rozmowa z napotkanym wędrowcem, albo sklepikarzem w mieście. Zazwyczaj w takich momentach mamy do wyboru pytanie o pracę, o obecne wydarzenia, opinię na temat wojny, czy po prostu zwykłą groźbę, po której możemy ukatrupić rozmówcę. Żeby było ciekawiej, ta rozmowa wcale nie jest wymagana, zabić i okraść można każdego tak czy siak. Pytanie tylko, czy poradzimy sobie z konsekwencjami pokroju straży miejskiej. Do naszych wyborów należy też sposób działania (niektóre informacje/rzeczy możemy zarówno znaleźć sami, jak i wypytać o nie innych), a także zakończenia (mamy 3).
We wstępie napisałem o nawiązywaniu do tradycji papierowych RPGów. W Eschalon jest to widoczne na każdym kroku. W trakcie tworzenia postaci ‘rzucamy koścmi’ w celu ustalenia podstawowych wartości naszych statystyk. Wybieramy klasę (z 5ciu podstawowych: wojownik, mag, łotrzyk, uzdrowiciel i ranger), pochodzenie oraz wiarę. Pierwsza określa, które z cech staną się naszym priorytetem, dwa pozostałe elementy wpływają na modyfikatory, zaś kombinacja wszystkich trzech nada nam tytuł (np. wojownik pochodzący z równin i będący agnostykiem to barbarzyńca). Na koniec dobieramy sobie tyle umiejętności, na ile nam starczy punktów (jeśli czegoś teraz nie weźmiemy, to zawsze przy awansie na kolejny poziom możemy to zrobić). Wśród nich znajdują się zarówno takie podstawowe, jak posługiwanie się konkretnym typem pancerza/broni, jak i nieco bardziej specjalistyczne, np. szukanie/rozbrajanie pułapek, kartografia (bez niej nie będziemy w ogóle mieli minimapy, a im wyższy poziom tej umiejętności, tym więcej szczegółów zostanie naniesionych na mapę), czy handel.
Rozgrywka toczy się w systemie turowym. Każdy krok to jedna tura. W ten sposób liczone są akcje w walce oraz mijanie czasu w podróży. Nie oznacza to jednak, że po przejściu każdego kwadratu będziemy musieli klikać na przycisk „koniec tury”, gra przechodzi między nimi automatycznie. Tak samo działa to po napotkaniu wroga, na każdą naszą akcję przeciwnik wykonuje swoją. Odbywa się to tak płynnie, że sprawia wręcz wrażenie czasu rzeczywistego, podczas gdy jeśli chcemy, to możemy w środku walki zrobić sobie długą przerwę bez obawy, że nas ktoś zatłucze.
Kolejnym nawiązaniem do PnP są testy wykonywane w trakcie gry. Testy na określenie powodzenia np. przy otwieraniu zamków wytrychem, na trafienie bronią, na obrażenia, na odporności na choroby itd. Do tego dochodzą modyfikatory wynikające z sytuacji (strzelanie z łuku po ciemku niespecjalnie wychodzi) oraz umiejętności (ich brak powoduje dorzucenie modyfikatora karnego/ujemnego). Podnosi to zdecydowanie poziom trudności, zwłaszcza na początku, gdy mamy niskie statystyki. Wymusza też rozwijanie bardzo wyspecjalizowanej postaci, bo jak tylko zaczniemy rozdrabniać się, nie zdołamy rozwinąć się tak, by bez przeszkód przejść niektóre z podziemi. W ogóle gra na każdym kroku lubi przypominać nam, że pomimo podejmowanych heroicznych wysiłków, jesteśmy tylko człowiekiem. Gdy wyruszacie, by wykonać jakieś zlecenie (zadań pobocznych jest mało, ale świetnie wpasowują się w opowieść i klimat ziem ogarniętych strachem i próbami przetrwania), zaopatrzcie się koniecznie w amunicję (łucznicy), pochodnie, zestaw mikstur leczących/regenerujących manę oraz odtrutki. Tego ostatniego nauczyło mnie jedno z podziemi, gdy jakaś przerośnięta salamandra zatruła mnie. W rezultacie postać co turę-dwie traciła punkty życia, a miała ich (sumarycznie) na tyle mało, że padła od trucizny zaraz po wyjściu z lochu.
Wedle dzisiejszych standardów grafika w Eschalon jest umowna, zaś wedle miłośników retro-gamingu jest po prostu old-schoolowa. Cieszy, że zawiera ona wiele drobiazgów i szczegółów, ale wodotrysków nie ma. W wielu miejscach jako uzupełnienie obrazu otrzymujemy fragment tekstu opisujący przedmiot/pomieszczenie/osobę (i tak gra ponownie nawiązuje do PnP). Natomiast muzyka jest zwyczajnie czarująca. Po usłyszeniu motywu przewodniego z menu jej poziom baśniowości skojarzył mi się z tym, czego można było posłuchać w Heroes of Might and Magic 1-2. Ponadto utwory są zróżnicowane i dobrane tak dobrze, jakby to robił doświadczony mistrz gry podczas sesji.
Wad jako takich w zasadzie nie ma. Jak już napisałem wyżej, rozgrywka może na początku frustrować swoim poziomem trudności, ale to chyba tyle. Jedynym poważnym argumentem przeciw tej grze jest, z punktu widzenia Polaka, cena. Na Steamie standardowa kwota za tę grę to jakieś 15 euro, czyli 60+ zł. Trochę za dużo. U nas powinno to mniej więcej wynosić 20-30zł. Na pocieszenie dodam, że Eschalon bardzo często ląduje w różnego rodzaju promocjach i wtedy zazwyczaj można go dostać za niecałe 4 euro (jak w ostatniej listopadowo-jesiennej promocji). Zanim jednak zdecydujecie się na zakup, przetestujcie demo – idealnie oddaje to, co się w grze dzieje. Moja ocena: 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz