czwartek, 5 sierpnia 2010

Inception

...
...
...
...
...
O kurwa...

Taka była mniej więcej moja reakcja gdzieś pod koniec filmu. Z kolei dokładnie ostatnia scena wprawiła mnie w tak dobry humor, że podczas gdy wszyscy na sali rzucali przekleństwami z powodu jej dwuznaczności, ja rechotałem jak głupi.

Jedni powiedzą wam, że film jest przegadany, oraz że sceny akcji dodano na siłę. Inni stwierdzą, że jest to objawienie. Ja po prostu powiem: świetny film. Jego założenie jest proste: istnieje grupa ludzi, którzy są w stanie wejść w czyjś sen i wyrwać z podświadomości najgłębiej skrywane sekrety. Ilość snów w trakcie seansu zaczyna się zwiększać, powstają kolejne warstwy i trzeba się pilnować, by się w tym nie pogubić. Nie żeby to sprawiało trudności, tylko fabuła daje sporo miejsca do interpretacji i czasem człowiek zapomina, że film dalej leci, a on wciąż tkwi w jednej scenie, którą chciał przeanalizować.

Wspomniana grupa dostaje zadanie, które mieści się (mniej więcej) w ramach jej specjalizacji. I tu zaczyna się zabawa w domysły: Czy aby na pewno tylko to mają zrobić? Czy na pewno tylko to robią? A może tak naprawdę ta misja ma inny cel? A może nie? A może to, a może tamto, i tak dalej.

Aktorsko jest świetnie. Nie są to może oskarowe role, ale są wiarygodnie zagrane i dobrze współgrają z opowiadaną historią. Wizualnie do filmu też nie można się przyczepić – robi wrażenie, zwłaszcza sekwencje zmieniającego się we śnie świata. Muzyka również zasługuje na pochwałę – wprowadza nastrój niepewności, podnosi napięcie i podkreśla niezwykłość przedstawianych motywów.

Nie jest to film łatwy w odbiorze. Z tego co słyszałem, ludzie spodziewali się, że będzie to następca Matrixa – jakaś tajemnica na początek, ale wszystko się wyjaśni, a do samego końca będzie nam towarzyszyć wesoła rozwałka. Otóż nie, rozwałki w Incepcji na dobrą sprawę mogłoby nie być i niespecjalnie wpłynęłoby to na główny wątek, a do tego tajemnica nie podaje nam odpowiedzi na talerzu, tylko mówi: ja to widzę tak, a co Ty z tym zrobisz, to twoja sprawa.

Nowe filmy, jakie do tej pory widziałem w tym roku, można określić jako: pełne wodotrysków, głośne, przeznaczone na duży ekran, w 3D, ale przy okazji nudne, mdłe, jednorazowe. Dwa tytuły sprawiły mi dużą niespodziankę: Shutter Island i właśnie Inception (żeby było zabawniej, oba z Leonardem DiCaprio). Incepcja nie jest typowo kinowym filmem, ale warto go w kinie przynajmniej raz zobaczyć. Jak mało który obraz w dzisiejszych czasach angażuje widza w opowiadaną historię w całości, zmusza do myślenia i nie pozostawia obojętnym na zadawane pytania. Ode mnie: 5+. Polecam.

4 komentarze:

  1. Dobra. Obejrzałem Incepcję trzeci raz...
    Wrażenia po pierwszym obejrzeniu: "Wow! Świetny film!"
    Po drugim: "Jezu! Ale to ryje beret!"
    Po trzecim: "Fuck... Dlaczego tego nie zauważyłem wcześniej..."

    Ale... do sedna - film jest tak wielowątkowy, jak wielowątkowe jest zagłębianie się w sny głównego bohatera.
    IMO - to nie jest film na jedno obejrzenie. Trzeba go obejrzeć przynajmniej dwa razy (w sporym odstępie czasowym), żeby wyłapać pewne wątki i drobiazgi świadczące o tym, że to co oglądamy tak naprawdę ma trzecie dno (...albo i czwarte).

    Przykład? Jak nazywa się dziewczyna którą Cobb ściąga do zespołu i jaki ma to związek z testem jaki Cobb na niej przeprowadza? Dlaczego panna A. tak interesuje się przeszłością głównego bohatera? Dlaczego odtwarza scenę z przeszłości Cobb'a? Kto ją "zaprotegował"? Jak się to ma do zdania "Come back to reality Dom. Please." wygłoszonego przez osobę która pannę A. zaprotegowała? Dlaczego ta osoba pojawia się w ostatnich scenach filmu? Jaki związek ma nazwa firmy, dla której Cobb wykonywał pierwsze zlecenie, które widzimy w filmie? I co to jest rekurencja? ;)

    Sporo pytań? Jasne - od cholery.
    I każdy te pytanie (...i odpowiedzi) zinterpretuje na swój sposób. Ale... chyba na tym polega urok tego filmu. Jak dla mnie Incepcja to "best of the best of the best" roku 2010. Do nietuzinkowej fabuły dodać też trzeba to, że im starszy jest DiCaprio tym lepiej gra. Do tego dochodzi piękny Blaser R93 którego potem mogliśmy zobaczyć w "Predators" ;) (ale to już moje prywatne zboczenie :D ).

    Wnioski? To nie jest dobry film. To jest skurwysyńsko dopracowany, naprawdę świetny film. Polecam jak cholera - na 2 - 3 obejrzenia, max we dwie osoby. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Errata: "Każde te pytanie (...i odpowiedzi) każdy możne zinterpretować na swój sposób.

    Have fun!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy okazji - czy jestem jakiś dziwny jeśli przy trzecim seansie rozpoznałem ok. 80% broni na ekranie...?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wbrew pozorom wiele z tych pytań nasuwa się już po pierwszym seansie, zwłaszcza przy próbie rozgryzienia ostatniej sceny. Zgadzam się, że jest to film na wielokrotne obejrzenie, ale z tym to ja poczekam, aż dorwę własny egzemplarz ;)

    Co do broni - nie, Ty nie jesteś dziwny, tylko zboczony ;)

    OdpowiedzUsuń