niedziela, 8 sierpnia 2010

Transformers: War for Cybertron

Transformery są jedną z tych marek, które nie miały szczęścia do gier. Począwszy od tytułów 8-bitowych, po obie egranizacje filmów Baya. Kiedy pojawił się pierwszy zwiastun War for Cybertron, byłem równie sceptyczny, co przy komputerowej wersji Revenge of the Fallen. Oczywiście, wyglądał kapitalnie, ale takie jest zadanie zwiastunów – wyglądać. Po przejściu gry stwierdzam jedno... jest tak zajebista, jak wygląda!

Przede wszystkim zrezygnowano z adaptowania czegokolwiek. Historia opowiadana w tej grze jest, podobnie jak Escape from Butcher Bay dla filmów o Riddicku, prequelem do wszystkiego, co wyszło o Transformerach. Konkretniej, opisywany jest początek wojny na Cybertronie, jeszcze zanim oddziały Autobotów i Decepticonów trafiły na Ziemię. Kampania rozgrywa się po obu stronach. Z tymże w przeciwieństwie do adaptacji filmów Michaela B. nie ma tu jednej kampanii z dwóch różnych perspektyw, tylko dwie kampanie następujące jedna po drugiej. Pierwsze pięć misji należy do popleczników Megatrona, a przez kolejne pięć będziemy kierować żołnierzami Optimusa Prime (obydwoma przywódcami również można zagrać).

Akcja ma niesamowite tempo, a do tego wykorzystuje wszystkie zaimplementowane elementy mechaniki. Transformacje nie są tylko dla ozdoby, ale naprawdę się przydają. W przypadku misji robotów-myśliwców są wręcz niezbędne. Co zaserwowali nam twórcy gry? Szaleńczą jazdę wąskimi ulicami i korytarzami  budynków Cybertronu, szybkie przeloty podziemiami, walkę w pomieszczeniach i na otwartej przestrzeni, niszczenie szeregowców przeciwnej frakcji i starcia ze znanymi robotami (jak ktoś chciał kiedyś wkopać Soundwave’owi i jego ekipie małych upierdliwców, to ma teraz szansę!) oraz gigantycznych bossów (Omega Supreme i Trypticon!) na deser. Oprócz cutscenek oraz niektórych przejazdów nie ma chwili wytchnienia, tylko akcja, akcja, akcja.

Fabuła jest taka typowo transformerowa i świetnie oddaje klimat Generation 1. Jeśli miałbym się czegoś czepić jako typowy fan, to tego że wkręcenie do akcji Jetfire’a jest niezgodne z oryginalną historią. Jednak w tym przypadku olewam, bo cała reszta jest kapitalna! Nie jest skomplikowana, czy coś, po prostu klimaciarska. Mamy tu sporą część klasycznych postaci, a ich osobowości odwzorowano idealnie: Optimus to szlachetny wojownik, Megatron ma obsesję na punkcie władzy, Starscream to zdradziecki sukinsyn, Soundwave to dupoliz, a Ironhide zrzęda.

Graficznie zarówno nasi podopieczni, jak i sama planeta wyglądają rewelacyjnie. Wszystko jest bardzo szczegółowe, posiada wiele ruchomych elementów i jednocześnie potrafi fascynować swoją obcością. Design klasycznych Transformerów został poddany dużej modernizacji, ale każdy z nich zachował specyficzne cechy swojego wyglądu, aby fani nie mieli problemów z rozpoznaniem swoich ulubieńców.

Dźwiękowo jest w porządku. Muzyka dobrze podkreśla tempo akcji, choć klasycznego motywu nie należy się spodziewać. Obecność Petera Cullena użyczającego głosu Optimusowi można policzyć tylko na plus. Gdyby jeszcze przywrócono Franka Welkera oraz Chrisa Lattę (no w jego wypadku to raczej trudno, skoro nie żyje, ale po prostu musiałem o nim wspomnieć), to byłoby idealnie. Obecne głosy Decepticonów są wzorowane na tych z filmów Baya.

Skoro jesteśmy przy udźwiękowieniu, warto wspomnieć o największej wadzie polskiego wydania tej gry. Jest w pełni spolszczona. Peter Cullen to klasa sama w sobie, więc zastąpienie go jakimkolwiek aktorem to pomysł, który musiał się zrodzić albo na tęgim kacu, albo u kogoś, kto ma w dupie franchise. Jednak biorąc pod uwagę, że wydawcą w Polsce jest firma LEM, to raczej nie powinno nikogo dziwić. Tylko oni mają tak porytą politykę. Zasada polonizacji jest taka, że jeśli jest ona pełna, to powinna wpłynąć na cenę gry. A różnica w cenie wynosi od 40-60 złotych, zależnie od sklepu. Dodam jeszcze, że LEM zajmuje się dystrybucją Starcrafta 2, w którego przypadku sprawę pokpił jeszcze bardziej, ale o tym wspomnę przy opisywaniu SC2. Czytałem ploty, że to Activision wymógł pełną polonizację Transformerów, ale kto wie, ile jest w tym prawdy.

Z innych wad, należących bezpośrednio do samej gry, muszę wymienić jej długość. Jest to około dziesięciu godzin grania, czyli niewiele jak za 100-120 zeta. Nie mam pojęcia, czy multi jest dostępne w wersji PCtowej, wiem za to, że planowane DLC nie będą na piecach dostępne na bank. Kolejną rzeczą, która mi nie pasowała, jest prędkość kursora myszy. Nawet ustawiona na maksymalną wartość, ruszała się dla mnie za wolno.

Jeśli poczekacie, aż cena spadnie i jesteście fanami Transformerów, kupujcie w ciemno. Takiej gry z udziałem tych robotów na PC jeszcze nie było. Następnym razem, jeśli LEM coś wyda w pełni po polsku, to chyba jednak przepłacę i kupię wersję na Steamie. Przynajmniej nie będę musiał wysłuchiwać Optimusa Prime’a, który chrypie jak lowelas w reklamie dezodorantu. Sama gra jest na szkolną czwórkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz