Nie strawiłem tej książki... To znaczy przeczytałem od początku do końca, ale nie podeszła mi. Wlokła się za mną chyba z miesiąc i nie potrafię nawet określić dlaczego. Wydaje mi się, że postać Jakuba Wędrowycza nadaje się bardziej do krótkich opowiadań, niż do powieści. W przypadku Homo bimbrownikusa dodatkowo zawiódł mnie rozwój wydarzeń.
Jakub i Semen mają bardzo ‘proste’ zadanie – sprowadzić z Warszawy jednego z neandertali. Problem w tym, że jego dziadek ma wobec niego zupełnie inne plany, które przewidują koniec ludzkości, a do tego wszystkiego 'imprezę' od czasu do czasu zakłócają też wyznawcy Światowida i/lub Inkwizycja. Pomysł fajny, bo zapowiada nie lada rozpierduchę. Szkoda tylko, że w pewnym momencie akcja się rozmywa, a kolejne spotkania poszczególnych grupek przypominają gonitwy rodem z Benny Hilla.
Ze wszystkich książek o egzorcyście-amatorze Homo bimbrownikusa czytało mi się najgorzej. Sprawia on wrażenie niedokończonego scenariusza. Choć jestem pewien, że kto lubi Wędrowycza, to i tak tę książkę przeczyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz