wtorek, 19 czerwca 2012

Men in Black 3

Co prawda film widziałem w kinie jakiś czas temu, ale dopiero teraz mam na tyle klarowną opinię, by go opisać. Podstawowym założeniem fabularnym jest to, że agent J budzi się któregoś dnia w rzeczywistości, w której agent K nie żyje od 40 lat. W związku z tym pewne wydarzenia poszły inaczej, a Ziemia jest narażona na inwazję. J postanawia cofnąć się w czasie, by dowiedzieć się prawdy, a że wspomniana inwazja właśnie się rozpoczyna – ma dodatkową motywację.

MiB3 to film zupełnie inny od swoich poprzedników. Nie kontynuuje wymuszonego i wciskanego na siłę humoru z MiB2 dla samego humoru. Tutaj jest go odczuwalnie mniej, a sam w sobie jest bardziej stonowany. Zresztą wydźwięk filmu jest też dużo poważniejszy od poprzednich, za co moim zdaniem należą się brawa.

Duży nacisk położono na relacje głównych bohaterów. J koniecznie chce wiedzieć, co K przeżył, że stał się tak zgryźliwy. Tutaj następuje kolejna owacja, która należy się Joshowi Brolinowi grającemu młodego K. Doskonale naśladuje on pewne zachowania oryginalnego K, ale dodaje sporo od siebie i widz nie ma problemów z uwierzeniem, że to faktycznie młodsza wersja kolesia granego przez Tommy Lee Jonesa. Sam proces poznawania starego-nowego K jest zabawny i wciąga na tyle, że w pewnym momencie widz wręcz kibicuje J, by ten dowiedział się prawdy. Niezależnie od tego z którym K Smith ma do czynienia, jest między postaciami kumplowska chemia.

Efekty specjalnie nie przesłaniają widowiska, jest ich w sam raz, choć jakość niekiedy potrafi zazgrzytać. Najgorszym czynnikiem, psującym nieco radość z oglądania, jest 3D – kompletnie wymuszone, niepotrzebne i nieprzekonujące nawet w scenach robionych specjalnie pod nie. Muzyka autorstwa Danny’ego Elfmana to klasa sama w sobie – świetnie brzmiąca i dobrze dobrana.

Gdyby nie nierówne efekty specjalne oraz mierne 3D (a innej wersji w moim kinie nie było), dałbym pewnie pełną 5. A tak: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz