niedziela, 20 sierpnia 2017

The Defenders – Season 1

Doczekaliśmy się Avengers małego ekranu, obrońców ulicy, tytułowych The Defenders. Podobnie jak w przypadku Mścicieli, tutaj również budowano postacie za pomocą osobnych produkcji. Troje dostało po jednym (na razie) sezonie (Jessica Jones, Luke Cage, Iron Fist), Daredevil dostał dwa. Nieprzypadkowo użyłem określenia z ulicą. Avengers przeważnie zajmują się konfliktami na skalę wszechświata, a grupy pokroju Defenders tłuką bardziej lokalnie (Spider-Man przeważnie jest gdzieś po środku), np. mafię. Pierwszy sezon serialu oprócz wykorzystania znanych już bohaterów stanowi zwieńczenie pewnego wątku. Tym samym fabuła jest prosta, jak budowa cepa: nakopać organizacji znanej jako The Hand.

Na seans składa się 8 odcinków, które jakimś cudem udało się zrobić cholernie nierównomiernie. Cztery pierwsze oglądało mi się jednym tchem. Kolejne już mi się wlokły, przez co miałem to samo wrażenie, co przy Iron Fist. Tam skompresowałbym opowieść do 8 odcinków, tutaj pewnie do 6. Jest chemia między postaciami - tymi dobrymi (nareszcie są jacyś odpowiednio silni dorośli, którzy hamują dziecinne zapędy Danny'ego) i tymi spod ciemniej gwiazdy, powyjaśniano wszystkie interesujące mnie wątpliwości i niedopowiedzenia z poprzednich widowisk, scen kopanych jest w sam raz, aktorzy grają jak zwykle na medal, a całości przygrywa odpowiednia muzyka. Tyle że niektóre wątki potrafią spowolnić akcję (np. śledztwo Jessici i Matta przed ostateczną konfrontacją), a niektóre spowodują, że będziecie się zastanawiać, czy to było konieczne. No i pozostaje kwestia zamknięcia fabuły. Autentycznie nie wiem, co teraz Defenders będą mieli do roboty. No może Luke Cage i Jessica to jeszcze, bo oni nie są aż tak związani z konkretnym przeciwnikiem, ale pozostała dwójka?

Owszem, podczas seansu The Defenders bawiłem się dobrze. Na pewno lepiej, niż w trakcie pierwszych sezonów dwóch poprzednich serii, ale z kolei ta może nie wytrzymać porównania z innymi team-upami. W samym MCU mamy przecież Avengers, Guardians of the Galaxy, a agentom Shield zdarzyło się współpracować z Inhumans (którzy lada chwila będą mieli własny show) i Ghost Riderem. U DC był Suicide Squad w kilku odmianach, Legends of Tomorrow, czy nawet krótka wspólna walka w Batman v Superman. Są to przykłady tylko z ostatnich lat, do tego pomijają produkcje animowane. Krótko mówiąc, konkurencja jest ogromna. Moja ocena: 4+, ale nie jest to seria dla każdego, zwłaszcza, jeśli odpadliście przy którejś z solowych.

P.S. Rozczarowuje brak Punishera. Niemniej jednak jest coś pocieszającego – krótki zwiastun po napisach ostatniego odcinka – warto go obejrzeć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz