Jeżeli ktoś miał pretensje, że Jurassic World to taki Jurassic Park na sterydach, to na Fallen Kingdom niech się lepiej nie wybiera. Ten film to The Lost World na sterydach…
Przy okazji Jurassic World narzekałem, że jeden wątek pozostał nierozwiązany. Po obejrzeniu Królestwa stwierdzam, że powinienem częściej gryźć się w język lub bić po łapach, żeby więcej nie wypisywać takich bzdetów. Fallen Kingdom skupia się tylko na tym wątku i dorzuca wszystko (włącznie z głupimi decyzjami bohaterów i obowiązkowym dzieckiem w składzie), co najgorsze w The Lost World. FK od TLW odróżniają proporcje. W tym drugim większość czasu akcja miała miejsce na wyspie, a końcówka na kontynencie, tutaj jest odwrotnie (włącznie z ilością czasu antenowego Malcolma, którego na ekranie jest teraz tyle, ile Hammonda w tamtej części).
Na plus policzę efekty specjalne, przejrzyście zrealizowane sceny akcji, muzykę oraz nawiązania do poprzednich odsłon serii. Seans 3D można sobie darować, ale jeśli nie ma innego wyboru, to nie jest to najgorszy z filmów zrealizowanych w ten sposób.
Niestety, mimo jakości wykonania oraz przynależności do gatunku charakteryzującego się niezobowiązującą rozrywką, Fallen Kingdom nie potrafi zapewnić tej ostatniej. Dinozaurów jest stosunkowo niewiele (zabieg rodem z niektórych odsłon Transformers Baya), a to, z czym bohaterowie mają do czynienia w finale, przypomina slashery, w których eksperyment naukowy wyrwał się na wolność, a do tego dostał mało czasu antenowego. Jakby bałaganu było mało, ktoś wpadł na „genialny” pomysł, by całość okrasić wątkiem rodem z… Logana i otwartym zakończeniem.
Fallen Kingdom to w najlepszym wypadku przeciętne widowisko. Tylko od waszej tolerancji na słabsze części serii zależy, jak bardzo może wam się spodobać. W moich oczach FK było głupsze, niż powinno, a zamiast bawić sprawiło, że ziewałem. Moja ocena: 3-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz