Z jednej strony ten sezon zaskakuje jakością, z drugiej dysonansem pomiędzy zawartością, a zakończeniem. Motywem przewodnim jest konflikt pomiędzy Dannym i Davosem. Ten pierwszy czuje się spełniony (o czym wspomniał w drugim sezonie Luke’a Cage’a), ale jednocześnie nie przestaje walczyć z przestępczością, zaś ten drugi obwinia Randa o zniszczenie K’un Lun i kradzież Pięści, którą uważa za swoje dziedzictwo. Do tego należy dorzucić Warda, Joy, Colleen oraz Misty, którzy dochodzą do siebie po wydarzeniach z poprzednich serii i szukają swojego miejsca w nadchodzącej przyszłości.
Pierwszą zauważalną różnicą jest liczba odcinków. Zredukowano ją z 13 do 10. Dzięki temu opowiadana historia sprawia wrażenie skondensowanej, bez zbędnych przestojów i wręcz zachęca do włączania kolejnych odcinków. Galeria postaci jest zwiększona w minimalnym stopniu, dzięki czemu najważniejszym postaciom poświęcono tyle czasu, by widza zaczął obchodzić ich los. Dla mnie najlepszym przykładem jest tutaj Ward, na którego widok w pierwszym sezonie zwyczajnie mnie skręcało, natomiast teraz facetowi współczuję, bo jego w tym sezonie nie oszczędzono. Nie żeby był jedynym, bo jak już wspomniałem wyżej, każda z ważnych postaci z czymś się boryka.
Tutaj chcę wspomnieć o pierwszej rzeczy, jaka mi zgrzyta: zakończenie sezonu. Opowieść jest stosunkowo ponura, a ja już na pewno bardziej, niż w pierwszym. Z kolei na jej końcu jest taki odpowiednik sceny po napisach, utrzymany w zupełnie innym tonie. Trochę na zasadzie tego jednego odcinka z udziałem Danny’ego w drugim sezonie Cage’a.
Drugim aspektem, z powodu którego grymasiłem, jest przewidywalność. W trakcie całego seansu główny wątek miał dosłownie jeden zwrot akcji, którego się nie spodziewałem, a który, moim zdaniem, został przynajmniej połowicznie zarżnięty we wspomnianym wcześniej zakończeniu.
Na plus policzę jeszcze walki. Tym razem nie są to przekombinowane choreografie odtwarzane bez polotu. Ciosy wydają się być skuteczniejsze, a starcia bardziej dynamiczne tak, że nie rozwlekają seansu.
Drugi sezon Iron Fist jest kolejnym zaskoczeniem po S2 przygód Power Mana. Aż chce się zapytać: Nie można było tak od razu? Może te całe „wady” są tylko moją fanaberią, ale gdyby ich nie było, bez gadania dałbym wyższą ocenę, a tak: 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz