Gdy Doom Patrol pokazano w pierwszym sezonie Titans, zaintrygowali mnie. Niestety, nic nie wiedziałem na temat samej ekipy, poza komentarzami typu: Proto X-Men. W grupie komiksowej rzucono radę, że jeśli na szybko chcesz nadgonić coś z Doom Patrol na tyle, by mieć jakieś pojęcie, to ogarnij run Granta Morrisona. Akurat co nieco z twórczości pana Morrisona znam i lubię, więc taka rekomendacja to dla mnie nie w kij dmuchał. Do tej pory czytałem m.in. JLA: Earth 2, Batman and Son, All-Star Superman i New X-Men (których kilka zeszytów w Polsce wydało nieistniejące już wydawnictwo Dobry Komiks). Po lekturze Doom Patrol (ciekawostka, ten run wydaje teraz Egmont) byłem zaskoczony, jak dobry to komiks. A przede wszystkim jak inny od tego, co znam w gatunku superhero. Avengers walczą z Thanosem, X-Men z Magneto, Justice League z Darkseidem,a Doom Patrol? Doom Patrol powstrzymuje inwazję ludzi z nożyczkami (dosłownie: nożyczki zamiast rąk), którzy wycinają wrogów z rzeczywistości. Doom Patrol ratuje miasteczko, które znika w innym wymiarze, do którego przejście prowadzi przez przełyk osła-albinosa pierdzącego tak, że jego bździny układają się w napis.
Pomijając na moment fakt, że to ostatnie jest wzięte bezpośrednio z serialu, całość brzmi strasznie abstrakcyjnie, prawda? A mimo to działa. Jedną z przyczyn takiego obrotu spraw są postacie. Abstrakcja i ratowanie świata nie są tu celem samym w sobie, tylko czymś, co trafia się postaciom, które najpierw muszą rozwiązać tonę własnych problemów. Mamy kierowcę rajdowego, którego mózg po wypadku wylądował w ciele robota. Mamy aktorkę z lat ’50, której kariera sypnęła się, gdy dziewczyna wpadła do chemikaliów i od tamtej pory jeśli się nie pilnuje, bardziej przypomina Bloba z horroru o tym samym tytule. Mamy pilota, w którego ciele mieszka kosmiczna istota zrobiona z energii. Mamy dziewczynę z 64 osobowościami, a każda z nich ma własne moce. Jakimś cudem w tym składzie wylądował też Cyborg, tak, ten z Teen Titans. Zbieraniną dowodzi doktor Niles Caulder, na którego wołają Chief.
Dodatkowym smaczkiem są równie porypani antagoniści. Jeden z nich jest narratorem całości i, żeby było jeszcze ciekawiej, nie opowiada tej historii z perspektywy, jakby już się wydarzyła, tylko na bieżąco. Natomiast finał przebija nawet to, co pokazano w trzecim sezonie Legends of Tomorrow. I niestety, nie mogę pisnąć ani słowa więcej, bo jest on tak… inny, że po obejrzeniu jeszcze długo nie mogłem podnieść szczęki.
Tutaj muszę zwrócić uwagę na bardzo istotną rzecz. Doom Patrol niczego nie ugrzecznia. Nie będzie patyczkował się z widzem. Porusza drażliwe tematy (przy okazji genialnie pokazuje, jak je integrować z fabułą, a nie wypychać na pierwszy plan, byle odhaczyć punkty za różnorodność), zawiera stosy wulgaryzmów, rozwiązania, sytuacje i pomysły często mogą wydać się obrzydliwe, a oprawa audio-wizualna ciężkostrawna. Tylko że jeśli przebić się przez stereotypowe postrzeganie trykociarzy, otrzymamy niebanalną opowieść w pełni wykorzystującą fakt, że jest snuta na wizji. Autorzy doskonale operują obrazem i to, czego nie mówią, pokazują. Już sama wejściówka jest tak wyrazista, z tak upiorną muzyką, że na długo zapada w pamięć.
Aktorzy dają taki popis, że ciężko znaleźć odpowiednie słowa. Trzeba to zobaczyć i usłyszeć. Nieważne, czy chodzi o Alana Tudyka, którego więcej słychać, niż widać. Nieważne, czy o Timothy’ego Daltona, którego jest najmniej. Nieważne, czy o Brendana Fraisera, który musi grać samym głosem niczym Hugo Weaving w V for Vendetta. Nieważne, czy Diane Guerrero, która dosłownie co osobowość musi zmieniać ton, akcent, dykcję, manieryzmy, a często i kostium. Cholera, nawet do Matta Bomera, który chodzi cały w bandażach, nie ma jak się przyczepić. Wszyscy zasługują na brawa.
Jest szansa, że niektórzy będą narzekać na jakość efektów specjalnych, bo te rzeczywiście nie mają jakiegoś kosmicznego budżetu. Niemniej jednak pasują. Nawet toporny kostium Cyborga wypada bardziej naturalnie niż wersja CGI z filmowej Justice League.
Prawie na pewno przeciętnemu widzowi ciężko będzie się przebić nawet przez pierwszy odcinek. Ba, ja nawet po świetnym komiksie nie byłem do końca przekonany. Jednak zdecydowanie było warto. Doom Patrol to najlepszy debiut w sezonie 2018/2019, najlepszy serial superhero w tym samym sezonie oraz jeden z lepszych seriali w ogóle. Moja ocena: 5+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz