Najważniejsza informacja na początek: Tegoroczny Candyman nie jest remake’iem filmu z 1992. Jest jego sequelem w taki sam idiotyczny sposób (przez wzgląd na tytuł, nie fabułę) jak Halloween z 2018 dla Halloween z 1978. Dodatkowo jeśli oglądacie oba tytuły jeden po drugim (lub znacie oryginał na wylot), odpadnie wam co najmniej jedno odkrycie związane z głównym bohaterem.
Zasadniczo motyw przewodni jest podobny do pierwowzoru. Anthony zaczyna odkrywać legendę Candymana i zdaje się popadać w szaleństwo, zaś osoby z jego otoczenia giną w makabryczny sposób. Zabrzmi to dziwnie, ale szkoda, że tylko tyle skopiowano. Dlaczego? Bo nowy Candyman jest zwyczajnie nudny. Morderstw niemal nie widać, czasami kamera zachowuje się też tak, jakby twórcy nie chcieli pokazać również efektu końcowego. Antagonista przewija się gdzieś w tle i czasami mignie w jakimś lustrze. Nie ma w nim charyzmy i niemal uwodzicielskiego głosu, jakim obdarował go w poprzednich częściach Tony Todd. Chyba tylko aktor grający Anthony’ego stara się wycisnąć z postaci, ile może. Pozostali są, bo tak napisano w scenariuszu.
Wizualnie Candyman 2021 nie przekonuje. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to kwestia technologii pozwalającej na mega wyrazisty obraz, czy po prostu brak dbania o estetykę. Tutaj niezależnie od tego, czy idziemy z bohaterem po starym osiedlu, metrze, czy innej dzielnicy, wszystko jest ładnie oświetlone, ostre i czyste. Brak tego syfu i ponurej atmosfery z granicy snu i jawy. Ciężko nawet wskazać, kiedy przewija się motyw muzyczny w serii. Niby jestem pewien, że gdzieś w środku chyba plumkał, ale z całą pewnością jestem w stanie potwierdzić jego obecność wyłącznie w napisach końcowych…
W zasadzie gdyby wymienić zalety widowiska, byłyby to: Yahya Abdul-Mateen II i jego interpretacja Anthony’ego, powiązanie fabularne z Candymanem 1992 (choć tu mógłbym czepić się zakończenia, które niejako niweluje wysiłki z tego filmu), wytłumaczenie, dlaczego złol wygląda inaczej (tak, jest to wyjaśnione fabularnie) oraz cameo dosłownie na sekundę przed napisami końcowymi. I to tyle. Candyman 2021 nuży zamiast straszyć (ewentualnie straszy nudą). Jeśli zgodnie z obecnymi czasami wrzucono tam jakiś komentarz polityczny, to chyba mi umknął w tym oceanie słabizny. Nie polecam, a jeśli uprzecie się, żeby go obejrzeć, nie mówcie, że nie ostrzegałem. Moja ocena: 2-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz