niedziela, 13 lutego 2022

The Witcher – Season 2



Pierwszy sezon miał dla mnie niewiele pozytywnych aspektów. Drugi ma ich chyba jeszcze mniej. Mało tego, po zakończeniu seansu S2 odniosłem wrażenie, że autorzy przeczytali dwa i pół opowiadania, a także obejrzeli intro do komputerowego Wiedźmina. Dlaczego akurat tak? Bo faktycznie Mniejsze zło i Wedźmina zaadaptowano w miarę sensownie, Ziarno prawdy co najwyżej połowicznie, a wygląd Vesemira przypomina tego z gry komputerowej.

Na plus na pewno policzę efekty zwiększonego budżetu. Zbroje Nilfgaardu wreszcie nie przypominają taniego plastiku (żeby nie powiedzieć, której męskiej części ciała). Potwory wyglądają zdecydowanie lepiej od nieszczęsnego złotego smoka z poprzedniego sezonu, choć projekt tego czegoś, co (zgaduję) miało być skolopendromorfem, jest idiotyczny. Geralt i Jaskier trzymają poziom, Ciri jest sensowniej zagrana, Cahir tak nie irytuje, Dijkstra zdecydowanie na plus, Nivellen niezły, Rience znośny, przyzwoite zdjęcia w plenerze. Cieszy brak bzdur pokroju magów-baterii i nawiązania do czerpania energii oraz niebezpieczeństwa, z jakim wiąże się to ostatnie w przypadku ognia. A wisienką na torcie dla spostrzegawczych jest drzewo z medalionami wiedźminów. Jeden z nich to kopia medalionu dołączanego do kolekcjonerskiej wersji gry. Sam taki posiadam, a co!

Cała reszta ponownie do chrzanu. Pozostałe postacie są słabe (Filavandrel) lub nie do zniesienia (Fringilla, Francesca, Yennefer, Lambert i Eskel), a reszty się nie zauważa. Fabuła ponownie ucierpiała na odstępstwach od książek i jest pełna bzdur. Największą ofiarą tych ostatnich jest Eskel, z którego zrobiono kompletnego dupka, w niewyjaśniony sposób zainfekowano, by zamienił się w leszego, a na koniec spierniczono polowanie na niego. W momencie jego przemiany wszystkie medaliony w Kaer Morhen zaczęły drgać – norma, wykrywają magię. I potem na hura przestają wykrywać magicznego leszego lub wiedźmini przestają się nimi kierować i na ślepo szukają potwora po zamku… W samym Kaer Morhen będzie jeszcze kilka wątków, przy których będziecie przewracać oczami. Vesemir, który nie ma nic przeciwko sprowadzaniem prostytutek, Geralt odmawiający Triss upojnej nocy, Vesemir próbujący zrobić z Ciri wiedźminkę (taką pełną z mutacją itd.) oraz kilka innych. Sytuacja poza wiedźmińskim siedliszczem również jest popaprana. Ot, choćby wieże, które w książkach służyły do teleportacji i od razu wiadomo było o ich przypadłościach (owiana złą sławą Wieża Mewy) tutaj zamieniono na  „tajemnicze monolity”. Jakby zmian było mało, wątki dotyczące teleportacji potworów i skakania między wymiarami bez sensu pokręcono. Gdy już otrzymamy jakiś inny wymiar, bohaterowie wpadają na dziki gon, który przypomina dublerów Kurgana z Nieśmiertelnego. No i tradycyjnie Geralta jest mało w jego własnym serialu.

Po zakończeniu ostatniego odcinka czułem się, jakbym zgłupiał. Największą ironią tego serialu jest to, że kupiono do niego prawa, gdyż każda stacja stara się stworzyć opowieść fantasy, która odniesie sukces podobny do Gry o tron. Wiedźmin, zwłaszcza saga, nadaje się do tego idealnie, gdyby tylko w pełni wykorzystać napisaną już treść, zamiast bawić się w wyrównywanie proporcji koloru skóry w każdej możliwej grupie społecznej z serialu. Moja ocena: 2.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz