niedziela, 25 lutego 2024

Expend4bles

Idea stojąca za taką franczyzą jak The Expendables nie jest skomplikowana. Zebrać rozpoznawalnych twardzieli kina akcji, dać im jakiś cel i patrzeć, jak wszystko eksploduje, a flaki fruwają. Można przeprowadzać do skutku z pewnymi wariacjami. Gorzej, jeśli studio zwietrzy dojną krowę i zacznie się wtrącać, próbując wcisnąć swoje pomysły, by zwiększyć potencjalną widownię oraz zyski. Tak więc producenci stawiają na usunięcie składowych (krew), dodanie większej liczby nazwisk (choć nie tak rozpoznawalnych) oraz zaniżenie kategorii wiekowej w nadziei na przyciągnięcie młodszych pokoleń. Efektem byli The Expendables 3 – film, który wynudził weteranów gatunku, a nowicjuszom nie oferował nic ciekawego, ani nostalgicznego, więc i tak na niego nie poszli.

Expend4bles to próba powrotu do korzeni. Jest jakaś tam grupa przestępcza, zdobywają super broń i planują prowokację mogącą doprowadzić do wybuchu trzeciej wojny światowej. Ze starego składu zostali tylko Sylvester Stallone (w całym filmie jest go może z 15 minut), Jason Statham, Randy Couture i Dolph Lundgren. Uzupełniają ich 50 Cent, Megan Fox, Tony Jaa, Jacob Scipio (grający syna postaci granej przez Antonio Banderasa w TE3) oraz Levy Tran. Twarzą przeciwników jest Iko Uwais plus jeszcze jedna postać, ale nie zdradzę która, bo autorzy nie do końca zgrabnie, ale jedna próbują zaskoczyć widza.

Największą zaletą czwartej odsłony Niezniszczalnych jest to, że ogląda się ją szybko. Nie czuć żadnych przestojów (no może minimalne spowolnienie w drugiej połowie filmu), autorzy starają się mieszać sceny akcji tak, by widz nie zasnął, więc raz jest to strzelanina, potem sekwencja z pojazdami, następnie kopanina, skradanka, jednoosobowa armia itd. Taki standardowy miszmasz, by poszczerzyć gębę, zajadając popcorn.

Niestety, pierwsza wada skrywa się właśnie we wspomnianych scenach akcji. Z jakiegoś powodu wciśnięto w nie ogromne pokłady idiotycznych zbliżeń. Np. jedna z postaci ostrzeliwuje wrogów – obiektyw pokazuje ją od frontu, a potem nagłe zbliżenie na plującą ogniem lufę, która już była w kadrze… Albo podczas wymiany kopniaków nagle mamy widok wyłącznie na twarz jednego z bijących się… I tak co 15-30 sekund…

Drugi zgrzyt to postacie. Nawet w tytułowej grupie najemników wszyscy oprócz Stathama wydają się być bohaterami drugoplanowymi. Ok, lubię filmy, w których Jason robi sieczkę, ale jeśli chcę obejrzeć jego jednego w akcji, mam do wyboru Pszczelarza, Mechanika, Transporter, a nawet Hobbs & Shaw. W przypadku Niezniszczalnych oczekuję większej różnorodności. Tymczasem Gunner jeszcze bardziej zgłupiał (i do tego wzrok mu się posypał), Barney jest krótko (a jego wymówka fabularna kiepska), Toll Road dalej wyróżnia się wyłącznie swoim zmasakrowanym uchem, 50 Cent jako Easy Day zagrał chyba najmniej charyzmatyczną rolę w swojej karierze, Lash w wykonaniu Levy Tran tylko tyle, że jest, zaś Tony Jaa/Decha został zmarnowany jak niegdyś Jet Li. Jedyne dwie osoby, które zdają się czerpać jakąś radochę z grania swojej roli, to pyskata Megan Fox i często kpiarsko uśmiechnięty Iko Uwais, który po Jasonie ma najwięcej efekciarskiego czasu ekranowego.

Tu dochodzę do największej wtopy, jaką udało się popełnić autorom. Do tej pory nie mogę uwierzyć, JAK można było zrobić coś tak głupiego. Naprawdę trzeba być nieświadomym oczekiwań swojej widowni oraz możliwości aktorów. Mamy w obsadzie Tony’ego Jaa oraz Iko Uwaisa, bodaj jednych z najbardziej efekciarskich mordoklepów kina akcji po roku 2000, i NIKT nie wpadł na pomysł, aby dać im wspólną scenę, w której tłukliby się po gębach! JAK?! Toż to jak przesłuchać dyskografię Metallici, wybierając najsłabsze utwory i tylko z albumów od Load wzwyż. Żeby nie było, że rzucam słowa na wiatr, gorąco polecam seans takich serii jak Ong Bak i The Protector, by przekonać się o możliwościach Tony’ego Jaa, a także obie części The Raid, w których wymiata Iko Uwais.

Expend4bles to widowisko średnie ze wskazaniem na słabe. Zarżnięte brakiem wizji, słabą reżyserią oraz bałaganem ze strony producentów, co skutkowało właśnie chaotycznym i naiwnym wątkiem Barneya. Przy odrobinie wyrozumiałości jest to znośny seans, na pewno lepszy od TE3, lecz nie każdego będzie na tę wyrozumiałość stać. Moja ocena 3-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz