niedziela, 28 września 2025

Karate Kid: Legends

Gdy Cobra Kai okazało się sukcesem, fani zaczęli spekulować, co jeszcze pojawi się w serialu. Była Ali, był Chozen, kto jeszcze? Trafnie wytypowano obecność Terry’ego Silvera oraz Mike’a Barnesa, ale już rolę Ali w całej tej aferze niekoniecznie. Zaś kompletną wtopą okazały się oczekiwania, iż w serii mogliby zawitać Julie Pierce lub Dugan (dla tych co nie pamiętają: bohaterka i główny antagonista z The Next Karate Kid). Niemniej jednak na tej samej fali popłynęły spekulacje, czy dałoby się połączyć klasyczną trylogię z fatalnie nazwaną odsłoną z 2010 roku. Nie wiem jak inni, ale mi szczęka opadła, gdy pojawiły się pierwsze informacje o tym, iż Daniel LaRusso spotka pana Hana.

Głównym bohaterem Legends jest Li Fong – nastolatek, który przeprowadza się z matką (graną przez Ming-Na Wen) z Hong Kongu do Nowego Jorku, gdzie pakuje się w podobne kłopoty, co swego czasu Daniel oraz Dre. No właśnie, Dre. Pamięta ktoś tego typa? Granego przez Jadena Smitha w 2010? Nie ma go tu. Co prawda nie zanegowano żadnych wydarzeń z TKK (2010), ale nie ma też żadnych odniesień do niego. Wracając do Legend, na osobowość Li składają się trzy główne czynniki: znajomość kung fu (której stara się nie nadużywać), trauma po śmierci brata (zwycięzcy turnieju sztuk walki) i łagodny charakter (w przeciwieństwie do Daniela Li nie próbuje się mścić). Szybko okazuje się, że jego umiejętności to za mało i do swego repertuaru musi dodać karate, by mieć jakieś szanse w lokalnym turnieju. Na pomoc przylatuje Han, który następnie zaprasza Daniela.

Widziałem sporo narzekań na fabułę tego filmu (nie wspomniałem o jego pierwszej połowie, gdzie mamy do czynienia z innymi wątkami), że przypomina zlepioną z dwóch różnych. Fakt, nie jest jakoś rewelacyjnie poprowadzona, ale daje radę i można się przy niej wyluzować. Walki to efekt połączenia oryginalnej trylogii z odsłoną z 2010 i dynamiką Cobra Kai. Jest efekciarsko, jest dynamicznie i różnorodnie. Poważniejsze tematy poprzetykano humorystycznymi treningami, a na koniec otrzymujemy taki występ gościnny, że można popłakać się ze śmiechu.

Legendy są pod wieloma względami filmem wtórnym, ale nie przeszkadza to w zapewnieniu lekkiej i przyjemnej rozrywki. Można im zarzucić też nierówne tempo. zbędne wątki lub miejscami dziwne zachowanie postaci, jednak te również nie przeszkadzają w odbiorze. Bawiłem się dobrze i chętnie wrócę do Legend. Moja ocena: 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz