Pod tytułem skrywa się tomik zawierający mangowe adaptacje trzech opowiadań Lovecrafta: Świątynia, Ogar oraz Zapomniane miasto. Autorem i ilustratorem adaptacji jest Tanabe Gou.
Na początek mała retrospekcja z mojej strony. Mangą i anime interesuję się praktycznie od momentu, gdy Mr Root na łamach Secret Service zaczął pisać o egzotycznie wyglądających „chińskich bajkach”. Najwięcej uwagi poświęcałem im w okresie późnej podstawówki oraz szkoły średniej. Potem owo zainteresowanie przygasło. Okazyjnie oglądałem jakiś serial/film (co robię do dziś), ale już dawno wypadłem z obiegu. Ostatnią przeczytaną mangą był wydany także w Polsce Wolf’s Rain. Tak więc propozycja spisania wrażeń z lektury dość nowego tomiku (u nas wyszedł dosłownie na dniach, w Japonii wydano go w 2014 roku) naprawdę mnie zaskoczyła… ale cholera, dlaczego nie? Po pierwsze – to dobry pretekst do odnowienia znajomości z dawnym hobby. Po drugie – to adaptacja jednego z moich ulubionych autorów. Po trzecie – jest jesień, okres, który tworzy nastrój w sam raz na horrory.
Jeżeli kogoś odrzuciło samo stwierdzenie, iż twórczość samotnika z Providence zaadaptowano do mangi, a Cthulhu i spółka będą zerkać na czytelnika wielkimi oczami, to uspokajam, że niczego takiego nie będzie. Fakt – stylu rysowania nie da się pomylić z żadnym innym, jednak jest on na tyle stonowany, że przeciwnicy nie powinni dostać alergii przy kontakcie z papierem.
Lovecraft miał bardzo specyficzny sposób pisania i zrozumiałym jest, jeśli kogoś nim odrzucał. W tej sytuacji adaptacja twórczości na inne medium wydaje się idealnym rozwiązaniem. Problem polega na tym, że ta specyfika tyczy się nie tylko formy, ale i treści (czas akcji i realia). W związku z czym przekucie tego na obraz i zachowanie klimatu może stanowić nie lada wyzwanie. Jak wyszło? O tym poniżej.
Świątynia
Treść opowiadania stanowią notatki niemieckiego oficera łodzi podwodnej, komandora porucznika Karla Heinricha. Podczas jednego z kursów załoga zatapia angielski frachtowiec „Victory”. W momencie, gdy przymierzają się do kolejnej zdobyczy, okazuje się, iż ich łodzi uczepił się marynarz niedawno zatopionego statku. Zanim wyrzucono jego ciało do wody, z jego kieszeni wyciągnięto osobliwie wyglądającą figurkę jakiegoś bożka. Od tej pory na pokładzie U-29 zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy.
Siłą oryginalnego opowiadania jest narracja i skrajnie skurwysyński charakter głównego bohatera. Tego typa nie da się lubić, ale czytelnik i tak brnie w jego opowieść, bo chce wiedzieć, jak to się skończy. Lwia część tekstu zniknie po zaadaptowaniu go na grunt komiksowy. Zamiast opisów miejsc oraz akcji, dostajemy przemyślane, odpowiadające im ilustracje. Z kart mangi wręcz wylewa się zawiesisty, klaustrofobiczny klimat łodzi podwodnej, jej załogi popadającej w szaleństwo, mroku głębin oraz tajemniczości znaleziska z dna oceanu. Największe wrażenie wywarły na mnie finałowe sceny: z Karlem siedzącym samotnie w mroku, sięgającym po pistolet oraz jego ostatnia podróż, (prawie) zwieńczona rewelacyjną dwustronną ilustracją łuku wejścia.
Największa wada adaptacji tego opowiadania? Braki w narracji. Karl w oryginale nie tylko relacjonował wydarzenia. On je także komentował z perspektywy człowieka, który uważa się za lepszego od innych i zdeterminowanego, by do samego końca trzymać się wyznawanych wartości. W komiksie kilka takich stwierdzeń pada, ale końcowy obraz jest nadal złagodzony w stosunku do oryginału. Przyznaję, że ten element nie był niezbędny do zachowaniu klimatu samej opowieści, jednak brakowało mi go. Mimo to komiksowa Świątynia jest jak najbardziej udana.
Ogar
Oś fabuły Ogara jest w pewnym sensie podobna do Świątyni. Zamiast niemieckich żołnierzy mamy hieny cmentarne. Dwóch osobników znudzonych prozą życia znalazło sobie niecodzienne hobby – kolekcjonują przedmioty związane ze śmiercią. W Necronomiconie znajdują wzmiankę o ciekawym amulecie, który powinien znajdować się w jednym z grobów na zapomnianym cmentarzu w Holandii. Panowie ruszają w podróż i rzeczywiście udaje im się ów medalion odnaleźć. Od tej pory są świadkami coraz dziwniejszych wydarzeń, którym towarzyszy, niezależnie od miejsca, coraz głośniejsze wycie czegoś, co mogłoby być wielkim psem.
W tej adaptacji nie mam do czego się przyczepić. Naturalnie, są różnice, ale te związane są stricte z formą, na którą przeniesiono opowiadanie. Tym razem otrzymujemy bardziej zróżnicowane tła i sytuacje, jednak autor wciąż zachowuje posępny klimat i nie szczędzi szczegółów i szczególików, umiejętnie wzbudzając nimi niepokój. Pierwsza scena na cmentarzu kojarzy mi się z podobną pochodzącą z oryginalnego Omenu z 1976, co mogę policzyć wyłącznie na plus. Po końcowej stronie pozostaje odetchnąć chwilę i można zabierać się za trzecie opowiadanie tego zestawienia.
Zapomniane miasto
Samotny badacz poszukuje tytułowego miasta, mimo iż wszyscy mu to odradzają. Gdy dociera na miejsce, dość szybko orientuje się, dlaczego próbowano odwieść go od tego pomysłu.
To chyba najtrudniejsze opowiadanie do przeniesienia. Mamy tu tylko jedną postać, puste miejsce akcji, a całość rozgrywa się w bardzo krótkim (przynajmniej w porównaniu do poprzedników) przedziale czasowym. No ok, może źle się wyraziłem. Skoro materiału do narysowania jest mniej, powinno pójść szybko. Dowcip polega na tym, że nawet ten skromny setting ma wzbudzać emocje oraz tworzyć klimat. Autor zaadaptował Miasto z taką samą pieczołowitością, jak pozostałe opowiadania. Świetnie wyszło zobrazowanie podróży od jaskini po miasto. Zabieg prezentuje się następująco: na samym początku jest (powiedzmy) spokojnie, a otoczenie naszego bohatera jest stosunkowo mało szczegółowe. Im dalej w stronę metropolii, tym więcej detali oraz obiektów się pojawia i tym większe zaniepokojenie postaci. Ze strony na stronę liczba elementów rośnie, w niektórych kadrach jest wręcz przytłaczająca. Następne strony powracają do pustawych widoków i dają fałszywą ulgę, że najgorsze jest już za badaczem i nic więcej go nie zaskoczy. Cóż… Końcowy pęd na złamanie karku sprawia wrażenie, jakby nasz bohater nie tylko chciał się wydostać, ale też zaczerpnąć powietrza, jak po długim pobycie pod wodą. Brawa za tak precyzyjne oddanie intensywności wydarzeń z opowiadania.
Kilka słów podsumowania tomiku jako całości. Komiks kosztuje 30 złotych, co naprawdę jest niewygórowaną ceną za zestaw dobrze zaadaptowanych opowiadań. W tym wypadku japońska forma i amerykańska treść naprawdę współgrają. Po Ogara powinni sięgnąć zarówno fani „zwykłego” komiksu, jak i mangi. A jeśli tak się składa, że lubisz twórczość Lovecrafta, ale z historiami obrazkowymi ci nie po drodze, to Ogar raczej twojego nastawienia nie zmieni, choć nadal warto dać mu szansę. Moja ocena: 5- (minus przez wzgląd na to, czego mi brakowało w Świątyni).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz