niedziela, 6 listopada 2016

High School Girl's Ghost Stories

Tym razem trochę bardziej egzotycznie. Niniejsza seria filmów pochodzi z Korei Południowej. Do samego wpisu przymierzałem się od kilku lat, ale dopiero teraz naszło mnie, żeby urozmaicić slasherowe wpisy popełniane jesienią. Z horrorami z Korei Pd. po raz pierwszy miałem styczność, gdy w Polsce nakładem wydawnictwa Kino domowe ukazał się film Pon (Telefon). Wtedy wydawał mi się słabą wariacją na temat japońskiego Ringu. Jednak z czasem zacząłem go doceniać. Kolejnymi tytułami były Geoul sokeuro (który doczekał się amerykańskiego remake’u, a ten sequela) oraz koreańska adaptacja Ringu: Ring Virus. O serii Yeogo goedam (znanej także jako High School Girl's Ghost Story albo Whispering Corridors) dowiedziałem się, gdy szukałem informacji o koreańskich produkcjach o duchach i klątwach. Spodziewałem się, że podobnie jak Pon, seria będzie sprawiała wrażenie ichniej interpretacji jakiegoś znanego tematu, np. z Ju-on, albo czegoś w tym stylu. Na moje szczęście myliłem się. W przeciwieństwie do najbardziej znanych serii, jak Ringu, albo amerykańskie tasiemce, poszczególne części Yeogo goedam mają ze sobą wspólny tylko tytuł. Przypomina to bardziej antologię, w której każdy rozdział ma podobne miejsce i okoliczności wydarzeń, ale porusza (lub próbuje) inny problem. Do tego każdy z nich stanowi na tyle samodzielną produkcję, że bez wyrzutów sumienia można je oglądać w dowolnej kolejności, albo tylko wybrane. Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do filmów.


Yeogo goedam


Eun-young Hur wraca do swojej szkoły, by pracować w niej jako nauczycielka. Oprócz zatrudnienia istnieje drugi powód. Dziewięć lat wcześniej jej przyjaciółka zginęła w tej samej szkole, a noc przed przyjściem do pracy dziewczyna otrzymała telefon od swojej byłej belferki, która spanikowana twierdziła, iż rzekoma denatka żyje i wciąż jest w szkole.

Tak jak Ju-on i jemu podobne filmy non-stop starały się straszyć widza widokiem martwych postaci, tak Yeogo goedam w ogóle tego nie robi. Co prawda ducha widać w całej okazałości kilka razy, ale ta liczba jest nieporównywalna. Ba, te sceny są zdecydowanie najsłabsze. Najmocniejsze to te z udziałem poszczególnych dziewczyn, z dobrze dobraną oprawą muzyczną oraz tym, co mogą skrywać cienie i zakamarki szkoły. Klimat buduje przede wszystkim wszechobecna paranoja, napięcie tworzone przez postacie oraz fakt, że ta szkoła ma naprawdę popieprzoną kadrę. I to nie w ten zabawny sposób. Film stara się zobrazować problem stresu, jakiego młodzież doświadcza, gdy trafi na nauczycieli znęcających się psychicznie i fizycznie w imię swoich bzdurnych zasad. Na tym tle budowany jest drugi wątek, o którym dość łatwo zapomnieć w trakcie seansu. Jeśli wam się to przydarzy, to znaczy, że twórcy zrobili dobrą robotę, bo oni sami przypomną o tym motywie w takiej chwili, że jego impet będzie miał siłę ciosu w twarz.

Jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do rozlewu krwi, wielu zgonów i tym podobnych, Yeogo goedam zanudzi go na śmierć. Akcja toczy się powoli, a na gęstą atmosferę składa się przede wszystkim to, co siedzi w człowieku. Opowieść o duchu jest tu niemal dodatkiem. Gra aktorska jest specyficzna, ale moim zdaniem świetnie wpasowuje się w historię.

Jeśli macie ochotę na coś innego, niż kolejną odsłonę Ju-on, albo Ringu, spróbujcie Yeogo goedam. Moja ocena: 4.


Yeogo goedam II


W tej odsłonie osią akcji jest piętnowany przez otoczenie związek dwóch uczennic. Przyjaźń przeradzająca się w miłość, a następnie rozpad związku i samobójstwo jednej z dziewczyn.

W przeciwieństwie do pierwszej części serii tutaj tragedia dopiero ma się wydarzyć. Mimo to narracja nie idzie prostą linią. W teraźniejszości obserwujemy rozpadający się związek dziewczyn, zaś retrospekcje opowiadają o czasie, kiedy były szczęśliwe. Łącznikiem i pretekstem do skakania między jedną, a drugą warstwą jest trzecia dziewczyna, która przypadkiem znajduje wspólny pamiętnik dwóch poprzednich.

Yeogo goedam II ciężko nazwać opowieścią o duchach, bliżej jej do Carrie Stephena Kinga. Tyle że powieść amerykańskiego pisarza potrafi wybronić się rosnącym napięciem i mocnym zakończeniem. Yeogo goedam II wygląda jak film obyczajowy / dramat przez pierwsze 30 minut. Potem następuje samobójstwo. Od tego momentu twórcy starają się zwiększać napięcie, a tak mniej więcej od 55 minuty zaczyna się straszenie widza. Biorąc pod uwagę fakt, że seans trwa około godziny i 38 minut, jego proporcje są źle wyważone. W internecie natknąłem się na teorię, wedle której winę ponosi producent filmu, gdyż pierwotna wersja w ogóle nie zawierała motywu z duchem. Został on wprowadzony, by Yeogo goedam II mogło współtworzyć i kontynuować serię. Kto wie, co wyszłoby, gdyby autorzy pozostali przy swojej wersji.

Gra aktorska wypada lepiej, niż w pierwszej części, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Natomiast aspektem górującym nad całą produkcją jest bez dwóch zdań muzyka: rewelacyjna, przeszywająca, upiorna. Chóry zawodzące Memento Mori sprawiają, że ciarki chodzą po plecach.

Niestety, dobra muzyka nie wystarczy. Yeogo goedam II nie zdołało mnie wciągnąć tak, jak pierwowzór, a szkoda, bo podjęło trudniejszy temat, będący tabu nie tylko w Korei Południowej. Moja ocena: 3.


Yeogo goedam 3: Yeowoo gyedan


W pobliżu jednego akademika znajdują się schody zwane także schodami życzeń. Składają się z dwudziestu ośmiu stopni. Legenda głosi, że jeśli podczas wchodzenia pojawi się 29. stopień, wypowiedz życzenie na nim, a spełni się. Jeżeli to zrobisz, pamiętaj o zasadzie rodem z Wishmastera: Uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać (klątwa gratis!).

Opowiadana historia skupia się przede wszystkim na relacjach trzech dziewczyn. Pierwszą jest ta cicha – nie zwraca na siebie (prawie) uwagi, ma swoje marzenia i to tyle. Druga dziewczyna jest popularna, dość zamożna, osiąga dobre wyniki we wszystkim i chce być najlepszą przyjaciółką (i nie tylko) pierwszej. Trzecia jest otyła i z tego powodu stroni od ludzi. Drobny gest dobroci ze strony drugiej sprawia, że zaczyna mieć obsesję na jej punkcie. Po tym jak pierwsza i trzecia wypowiadają życzenie na schodach, sprawy przybierają coraz bardziej makabryczny obrót.

Po takich założeniach spodziewałem się naprawdę klimaciarskiego straszenia i je dostałem… prawie. Podobnie jak w części drugiej, tak i tutaj przez dobre 30 minut przedstawiane są niemal wyłącznie relacje między bohaterkami. Upiorne są tylko pojedyncze ujęcia. Następnie dochodzi do tragedii i… znowu przez 20 minut jesteśmy raczeni relacjami, a raczej zmianami, jakie zachodzą między postaciami, a otoczeniem. I dopiero od teraz do samego końca mamy straszenie.

W efekcie otrzymujemy całą masę problemów. W przeciwieństwie do drugiego filmu tutaj nie ma żadnych retrospekcji. Wszystko jest opowiadane w prosty, bezpośredni sposób, co oznacza, że jeśli treść sama w sobie was nie chwyci, będziecie się nudzić. Kombinacja rodzajów wątków z obu poprzednich części stanowi tylko tło. Yeogo goedam 3 praktycznie nie zawiera komentarza realiów, przez co widowisko samo szufladkuje się jako zwykły horror. Z kolei jeśli chodzi o ten aspekt – jest dobrze zrealizowany, ale słabo rozplanowany. Upchnięcie straszenia w jeden długi segment sprawia, że po pierwszych ciarkach czeka nas zmęczenie materiałem. Co gorsza, rocznik filmu daje o sobie znać. Yeogo goedam 3 wyszło w 2003 roku, czyli już po pierwszym boomie na azjatyckie horrory, spowodowanym dzięki serii Ringu. Przez co wielokrotnie da się odczuć rezygnację z subtelnego straszenia na rzecz wrzucania martwych dziewczyn / duchów w kadr (do tego stopnia, że po zobaczeniu takiej bladej twarzy wręcz oczekuje się głosu ducha rodem z Ju-on). Szkoda, bo wiele ujęć potrafi przerazić, a dobrze ucharakteryzowane aktorki odwalają taką robotę, że nawet ja czułem się nieswojo.

Trzecią część oglądało mi się minimalnie lepiej od dwójki, ale ciężko mi ją polecić ze względu na toporną formę, zwłaszcza jeśli ktoś przejechał się na którymś z poprzedników. Moja ocena: 3+.


Yeogo goedam 4: Moksori


Tym razem akcja ma miejsce w szkole o profilu muzycznym (a przynajmniej film koncentruje się na takich zajęciach i zamiłowaniu do muzyki). Już na dzień dobry widzimy śmierć jednej dziewczyny w tajemniczych okolicznościach. Gdy następnego dnia do szkoły przychodzi jej przyjaciółka, okazuje się, iż tylko ona jest w stanie usłyszeć zmarłą, która chce wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się tej nocy, której pozbawiono ją życia.

Przyznam się od razu, iż po zakończeniu seansu nie mogłem wyjść z podziwu. Czwarta część Yeogo goedam stanowi idealną kompilację wszystkiego, co najlepsze w tej serii. Sceny grozy nie powodują przesytu (mimo iż jest ich zauważalnie więcej pod koniec seansu), natomiast ich klimat jest bardzo subtelny. Czasami do tego stopnia, że opowieść bardziej przypomina murder mystery, albo film pokroju Szóstego zmysłu (co nie znaczy, że go kopiuje) przeplatanego motywami z Silent Hill 2. Fabułę poprowadzono naprawdę zgrabnie, zawarte zwroty akcji nie trącą tanim efekciarstwem, relacje postaci nie przechodzą sztucznie od fazy do fazy (30 minut na fazę pierwszą, 20 na drugą). Co ciekawe, niektóre są jeszcze bardziej kontrowersyjne, niż w poprzednich trzech odsłonach, ale wszystkie sceny, które ich dotyczą, zrealizowano ze smakiem. Muzyka potrafi przyprawić o podobne ciarki, co w Yeogo goedam II, ale jest bardziej urozmaicona. Całości towarzyszy znakomita gra aktorska.

Gdybym miał się czegoś czepić, to chyba tego, że nie mogę zapomnieć tego filmu, by móc go odkryć na nowo. Yeogo goedam 4: Moksori bardzo mi się podobał i gdybyście mieli obejrzeć tylko jeden film z tej serii, niech to będzie czwórka. Moja ocena: 5.


Yeogo goedam 5: Dongban Jasal


Cztery dziewczyny składają sobie przysięgę, że popełnią samobójstwo w tym samym czasie. Każda z innego powodu. Jednak następnego dnia okazuje się, że nie żyje tylko jedna z nich.

Tak jak czwarta część zebrała do kupy wszystko, co moim zdaniem najlepsze w serii, tak piątka zrobiła dokładnie odwrotnie – same słabe rozwiązania. Fabuła jest do bólu przewidywalna, wlecze się mimo swojej prostoty, a te kilka pomniejszych zwrotów akcji w finale w ogóle jej nie ratuje. Motyw przyjaźni i zazdrości potraktowano pobieżnie, byle tylko postacie miały pretekst do znęcania / szydzenia / wypominania / oskarżania o coś. Zapomnijcie też o jakiejkolwiek grozie, chyba że mówimy o strachu przed utratą słuchu. Każda scena z udziałem ducha, nawet jeśli zaczyna się dobrze, ma tak głośny jump scare, że po trzech ma się serdecznie dość. Resztę domniemanego klimatu starano się uzupełnić efektami specjalnymi i lejącą się krwią, jednak w rezultacie osiągnięto tylko tyle, że oba zabiegi nie przeszkadzają, bo jakością na pewno nie powalą.

Czy da się coś pozytywnego powiedzieć o tym filmie? Aktorstwo jest przyzwoite, muzyka (poza jump scare’ami) jest w porządku, no i ostatecznie krwawe sceny były ok (nawet jako tania rekompensata braków). Niestety, jako całość, Yeogo goedam 5 to sztampa i słabizna, porównywalna z najgorszymi odsłonami dowolnej znanej serii horrorów azjatyckich. Pozycja tylko dla upartych. Moja ocena: 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz