środa, 10 sierpnia 2011

In brightest day, in blackest night...

Jako że do kina w moim mieście Green Lantern z Reynoldsem nie trafił, postanowiłem obejrzeć wersje animowane z 2009 i tegoroczną w zastępstwie. Filmy DCAU mają to do siebie, że w większości przypadków stanowią osobne historie. Każda z nich w mniejszym lub większym stopniu jest w stanie zapoznać nowicjusza z podstawami komiksowego uniwersum.

Green Lantern: First Flight

First Flight opowiada historię Hala Jordana – pilota testującego samoloty, któremu przeznaczenie zsyła pierścień Zielonej Latarni – ‘organizacji’ odpowiedzialnej za utrzymanie porządku i pokoju w galaktyce. Hal jako człowiek nie jest mile widziany. Pomimo jego starań, większość traktuje go jak karalucha. Na dodatek Jordan daje się wplątać w intrygę, której finał zaważy na przyszłości wszystkich zielonych wojowników.

Z tego co da się przeczytać na forach internetowych – purystom komiksowym w ogóle się ten film nie podoba. Jednak z punktu widzenia laika jest to całkiem dobre wprowadzenie w klimat i postacie związane z Green Lantern Corp. Jeżeli ktoś planuje obejrzeć tegoroczny blockbuster z Ryanem Reynoldsem, to niech zacznie od First Flight. Animacja jest przyzwoita, aktorzy dobrze dobrani, a muzyka pasuje jak ulał. Jedynym problemem może być zbyt duże tempo akcji. Zanim się widz zorientuje, seans dobiega końca i pozostawia niedosyt. Moja ocena: 4.

Green Lantern: Emerald Knights

Tegoroczna produkcja mająca za zadanie podsycić zainteresowanie i umilić oczekiwanie na wersję live z Ryanem Reynoldsem.

Emerald Knights ciężko tak naprawdę nazwać filmem. To raczej zbiór opowieści. Latarnie zbierają się i planują jak tu pokonać wroga sprzed lat. Tymczasem nowicjuszka Arisia wcale nie czuje się wystarczająco odpowiednią osobą, by działać jako Zielona Latarnia. Z pomocą przychodzi Hal Jordan, który opowiada o swoich towarzyszach i ich drodze ku podjęciu odpowiedzialności. Każda z tych opowieści to osobny, krótkometrażowy film.

Tak jak poprzedni film zapiernicza z akcją, jakby go ktoś ze strzelbą gonił, tak ten potrafi się wlec niemiłosiernie (co jest o tyle zastanawiające, że oba trwają prawie tyle samo). Fajnie dowiedzieć się tego i owego o postaciach innych niż Jordan. Fajnie też że nie wszystko jest tak czarnobiałe, że niektóre wybory podjęte przez Zielone Latarnie mogą stać w sprzeczności z tym, czego się trzymali zanim zostali wybrani.

Obok nierównego tempa akcji wadą jest również animacja. Przez cały film miałem wrażenie, że gdzieniegdzie przydałoby się więcej klatek. Na szczęście muzyka i podłożone głosy stoją na tym samym dobrym poziomie, co w poprzednim filmie (mimo dobrania zupełnie innych aktorów). Było nieźle, ale wolę jednak First Flight. Emerald Knights otrzymują ode mnie 3+.

1 komentarz:

  1. Hmm... oglądałem Emerald Knights, ale First Fight nie. Mówisz, że lepsze? Trza nadrobić ^^

    OdpowiedzUsuń