środa, 31 sierpnia 2011

Ghosts of Mars

Korzystając z filmwebowego opisu filmu: Ziemia, 23 stulecie. Ludzie już dawno skolonizowali Marsa. Międzygalaktyczna pani policjant, Melania Ballard i jej oddział dostają zadanie przetransportowania niezwykle groźnego przestępcy Desolation Williams do więzienia w marsjańskim mieście o wdzięcznej nazwie Chryse. Po lądowaniu na czerwonej planecie okazuje się, że grupa górników uwolniła duchy starożytnych marsjańskich wojowników, którzy od setek lat z ukrycia strzegą swojej planety... Oddział Ballard wraz z eskortowanym przestępcą będą musieli stawiać czoła... duchom Marsa...

Film Carpentera nadaje się idealnie jako zapchajdziura w trakcie jedzenia obiadu, bądź jako tło dźwiękowe jeśli ktoś nie korzysta z napisów. Dlaczego tylko tyle? Z powodu jego największej wady oraz największej zalety. Wadą jest to, że to ‘typowy’ Carpenter, a zaletą że to... ‘typowy’ Carpenter.

Mamy tutaj charakterystyczny dla reżysera surowy klimat (do którego trzeba się uciekać najczęściej przy niskim budżecie produkcji). Pierwsze pół godziny buduje jakieś namiastki nastroju korzystając z odpowiednich ujęć, oświetlenia oraz muzyki (ta ostatnia jest naprawdę fajna). Niestety w trakcie strzelanin i scen z większą liczbą aktorów/statystów wyłażą wszystkie problemy związane z małą ilością dostępnych funduszy. Z horroru robi nam się dobrze udźwiękowiony LARP osadzony w realiach zbliżonych do Resident Evil, w którym nie możemy brać udziału. Nastrój grozy pryska. Może widzowie wybaczyliby takie zabiegi, gdyby film powstał w latach ’80, lub na początku ’90, ale rok produkcji to 2001 – standardy się zmieniają i nie wszystko smakuje tak jak kiedyś.

Aktorsko jest co najwyżej średnio, a i to mam wrażenie, że jestem zbyt wyrozumiały. Fabuła nie przekonuje. Relacje między policjantami i przestępcami rozmywają się raz dwa, a z grupy osaczonej przez ‘potwory’ robi się ekipa do usuwania karaluchów. Normalnie mogliby szkolić marines z Aliens, jak nie srać w gacie w obliczu zagrożenia...

Jak już wspomniałem, film nadaje się na seansową zapchajdziurę, bo jeśli podejść do niego na poważnie, można się zawieść. Jest on zwyczajnie słaby, zarówno tak na niszowe horrory, jak i filmy Carpentera. Moja ocena: 2+.

P.S. Duchy Marsa polecił mi kumpel jako ciekawostkę. Jeśli ktoś grał w Red Faction: Armageddon to powinien obejrzeć także ten film. Dlaczego? Cóż, o tym lepiej przekonajcie się sami.

2 komentarze:

  1. Nie no.. wpierw bierze film, trzyma przez miesiąc a potem mu -2 wystawia? Jak tam można xD

    OdpowiedzUsuń
  2. no dobrze.. +2... niech Ci będzie

    OdpowiedzUsuń