niedziela, 7 października 2018

Venom

Jeśli ktoś czytał komiksy o Spider-Manie, nawet ograniczając się do tych wydawanych w Polsce dawno temu przez TM-Semic, na pewno natknął się na postać Venoma. Jeśli nie w treści komiksu, to w reklamie kolejnego numeru, do którego kupna nasz słodziak zachęcał uroczym uśmiechem oraz tekstem: "Kup, albo zjem Twojego psa!" (były także warianty z kotem i kanarkiem). Nie pamiętam, w którym numerze poznałem Eddiego Brocka, ale pierwszym z jego pełnowymiarowym udziałem, jaki przeczytałem, był ten z debiutem Carnage'a. W moim przeświadczeniu nie ma Venoma bez Spider-Mana i wielu doświadczeń Parkera bez wtryniającego się Brocka. Tym samym idea filmu nie tylko solowego, ale także oderwanego od postaci pajęczaka, wydawała mi się co najmniej ryzykowna.

Daruję sobie przytaczanie fabuły, bo nie jest niczym innym, jak zlepkiem klisz z gatunku superhero. Wspomnę jednak, że ma bardzo nierówne tempo. Do tego stopnia, że jak akcja spowolni, to część osób może się nie obudzić, gdy zacznie się walka. Poza tym przez 2/3 seansu towarzyszy uczucie, że czegoś brakuje. Nie chodzi nawet o sugerowanie się informacją, że rzekomo wycięto 40 minut, które Tom Hardy lubił, po prostu całość toczy się jakoś tak mało naturalnie.

Z postaciami jest chyba jeszcze gorzej. Nie licząc Brocka/Venoma i ich utarczek słownych, cała reszta jest zwyczajnie słaba. Główny antagonista to taka kopia Yellowjacket z Ant-Mana, tylko tutaj broń wpadła mu w łapy przez przypadek (Darren przynajmniej eksperymentował). Wątek miłosny niezależnie od etapu, na jakim się znajduje, w ogóle nie działa. Między bohaterami nie ma żadnej chemii.

Sceny akcji są pomysłowe i efekciarskie, tylko że strasznie nieprzejrzyste, ze zbyt dużą liczbą niepotrzebnych zbliżeń i śmieci wizualnych rodem z Transformers 4 Baya. Tutaj przyznam się, że nie byłem na seansie 3D, ale od razu odradzam taki pomysł. Wszystkie, powtarzam, wszystkie (no dobra, oprócz jednej...) rozwałki dzieją się nocą. Dołóżmy do tego słabe przedstawienie tychże oraz fakt, że okulary 3D są przyciemniane, a zrozumiecie, dlaczego nie warto iść na taki seans.

Nie mogę też nie wspomnieć o muzyce. Dzięki utworowi Eminema i niektórym dialogom miałem wrażenie, że to widowisko powstało o jakieś 25 lat za późno i powinno mieć premierę niedługo po pierwszych Wojowniczych żółwiach ninja (1990). Dla odmiany symfoniczne utwory (nie pamiętam, czy były w filmie, ale w napisach końcowych na pewno) przywodzą na myśl twórczość Danny'ego Elfmana.

Największym problemem jest niezdecydowanie studia odpowiedzialnego za produkcję i ręce związane umowami dotyczącymi praw do postaci i uniwersum. Venom na każdym kroku daje znać, że powinien być widowiskiem dużo brutalniejszym, bliższym Deadpoolowi lub Loganowi, a Sony upchnęło go w PG-13. Jest o tyle niewygodne, że pierwsza scena w środku napisów zwiastuje jeszcze większą rozpierduchę, która w tej kategorii nie ma racji bytu. Ponadto odniesienia do lore, którego nie można użyć, aż kłują w oczy. Na dzień dobry jesteśmy częstowani opowiastką o tym, dlaczego Eddie musiał uciekać z Nowego Jorku, a dalej (ze wspomnianą sceną włącznie) jest tylko bardziej żenująco.

Czy to znaczy, że Venoma należy w ogóle unikać? Zależy. Jeśli lubicie gatunek superhero i potraficie przymknąć oko na fakt, że ten film plasuje się gdzieś pomiędzy Spawnem, a dwoma pierwszymi filmami Foxa o Fantastic Four, tylko bliżej lat '90, to Venoma da się obejrzeć z jakąś tam satysfakcją, o której zapewnienie stara się przede wszystkim postać grana przez Hardy'ego. Sam Venom jest dużo bliższy komiksom (nawet bez pajęczyn i pająka na ciele), niż podejście, jakie uczyniono przy okazji Spider-Mana 3 Raimiego. Na zachętę mogę dodać, że po napisach końcowych jest fragment (nie zwiastun) filmu Spider-Man: Into the Spider-Verse, który prezentuje się przewspaniale i naprawdę potrafi rozbawić. Jeżeli jednak uważacie, że trzeba wybaczyć zbyt wiele, lepiej poczekajcie, aż film trafi do dystrybucji cyfrowej lub na jakiegoś VODa. Moja ocena: 3.

1 komentarz:

  1. No i git, teraz z czystym sumieniem sobie odpuszczę, bo miałem iść na dniach. Za niecały rok obejrzę na HBO lub C+ :D

    OdpowiedzUsuń