niedziela, 4 września 2011

Black Mirror 3

Stało się – historia rodu Gordonów dobiegła końca. Ostatni męski przedstawiciel rodu stoi na rozdrożu – poddać się rzuconej nań klątwie, czy wypełnić rodowe przeznaczenie, pokonać Mordreda i stanąć na straży Black Mirror? Nie żeby gra dawała taki wybór, to tylko założenia fabularne. Nie czeka nas już żadna większa niespodzianka. Nastrój grozy obecny na początku jest powoli zastępowany przez nieco kiczowatą wersję produktu egzorcystopodobnego. Cieszę się, że mam już tę grę za sobą, bo im dalej byłem, tym większa ogarniała mnie niechęć.

To nie wszystkie bolączki fabularne, jakie mogą odpychać grającego. Role niektórych postaci drugoplanowych są cokolwiek umniejszone, a w pewnym momencie wręcz olane. Zakon, który miał z nami na pieńku w BM2 tutaj przewija się tylko w dialogach. Nie ma nawet jednego typa, który chciałby zemsty. Na sam koniec gry dostajemy możliwość sterowania dwoma postaciami – przy zagadkach jest to bardzo fajny zabieg, dzięki któremu zwiększa się nasze pole do kombinowania, ale od strony fabularnej jest to jedna z rzeczy, które niespecjalnie mnie ruszyły.

Jak już wspomniałem – nastrój w grze na samym początku jest świetny. Pojawia się zwątpienie w sens działań, czujemy jak bardzo samotny jest nasz bohater. Całości dopełniają ponure widoki Willow Creek oraz okolic. Scena z ucieczką przez las i barykadowanie się w opuszczonej chatce było bardzo dobre. Niestety zagrożenie jakoś tak samoistnie pryska w okolicach 3ciego aktu i dalej gra się już tylko pro forma.

Graficznie jest tak samo dobrze jak poprzednio. Inna sprawa, że zupełnie nowych miejsc jest naprawdę niedużo, a pozostałe to lekko poprawione widoki z jedynki i dwójki. Tyle dobrego, że nadal jest szaro, ponuro i nastrojowo. Widząc Darrena w lesie we mgle miałem wręcz flashbacki z Silent Hill 2.

Od strony dźwiękowej jest w porządku. Z dostępnych utworów chyba tylko motyw przewodni zapada w pamięć, reszta snuje się w tle. Głosy aktorów – poziom znany z poprzednika. Jeśli komuś nie podobało się patent z sileniem się na akcenty – tutaj znowu go dostanie. Biorąc pod uwagę mniejszą liczbę napotykanych postaci, BM3 jest pod tym względem bardziej upierdliwe (w końcu częściej musimy słuchać... w zasadzie każdego głosu).

Najmocniejszą stroną Black Mirror 3 są zagadki i łamigłówki. Te ostatnie nie zawsze stosownie rozmieszczone (no bez jaj, zwykły bandzior trzymający kombinację do zamka ukrytą w filmiku, na którym bez odpowiednich filtrów nic nie widać?), ale ich poziom jest w porządku. W zasadzie gdyby nie zniechęcająca mnie fabuła, to ostatni akt sprawiłby mi dużo więcej radochy – jest to praktycznie ciąg zagadek: jedna za drugą i tak przez kilka pomieszczeń. Rozwiązanie daje satysfakcje, a gracz nie czuje się jak kretyn prowadzony za rękę.

Osobną kwestią jest polskie tłumaczenie. Kto je  do licha robił? Jest paskudne, nieprecyzyjne, a na siłę wciskane ‘dorosłe’ dowcipy są po prostu idiotyczne (zwłaszcza, że występują w sytuacjach, w których oryginalny dialog jest śmiertelnie poważny).

Niestety zawiodłem się na Black Mirror 3. Jak dla mnie wyszła średnia przygodówka i takiż sequel. Ocena: 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz