Żona głównego bohatera wyjeżdża na wakacje z synem. Richard zostaje sam, ale postanawia sobie, że w przeciwieństwie do pozostałych facetów nie będzie uganiał się za spódniczkami. Łatwo nie ma, bo atrakcyjna dziewczyna z sąsiedztwa sama stwarza (choć nieświadomie) ku temu okazję. Richard ma bardzo wybujałą wyobraźnię i cały czas boi się, że wszyscy (z żoną włącznie) zaraz się o owej dziewczynie i ich spotkaniach dowiedzą.
Gdyby ktoś mi zareklamował ten film jako komedię romantyczną, nawet nie podchodziłbym. Nie dlatego, że to zła komedia, raczej dlatego, że współcześni przedstawiciele tego gatunku są ciency i nie należy się nimi sugerować przy oglądaniu Słomianego wdowca (polskie tłumaczenie). Wdowiec doskonale obrazuje przepaść, jaka dzieli ‘teraz’ od ‘kiedyś’. Film jest uroczy, na swój sposób niewinny i naiwny, a przy okazji pokazuje, co może się stać, gdy zakazany owoc trafi na kogoś, kto go pożąda, ale nie wie, co z nim zrobić (lub zwyczajnie boi się). Inną sprawą są jednak czasy, w jakich toczy się akcja Wdowca – jest to bardzo specyficzny okres w historii USA, który wpływa tak na sposób zachowanie postaci, jak odbiór tychże przez widza. Są historie uniwersalne, ale są i takie które sprawdzają się tylko, jeśli bierzemy pewne czynniki pod uwagę. To właśnie opowieść tego drugiego rodzaju.
Słomiany wdowiec stał się sławny przez jeszcze jedną rzecz – scenę z Marilyn Monroe stojącą nad kratą przewodu wentylacyjnego metra.
Do wad filmu zaliczyłbym zbyt dużą liczbę paranoicznych scenek z wyobraźni Richarda. Kilka z nich można byłoby skrócić, a może nawet usunąć i nie byłoby strat w odbiorze filmu. Moja ocena: 4-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz