Ostatni sezon uciekinierów. Jego przebieg da się podzielić na dwie części. Pierwszą jest dokończenie wątku kosmitów. Drugą jest „inwazja” czarownic.
Jak już wspominałem przy okazji poprzednich sezonów, z komiksowymi Runaways rozstałem się przy drugim tomie zbiorczego wydania, więc nie mam pojęcia, czy ten motyw z czarownicami w ogóle się tam przewija. I to chyba właśnie ten brak znajomości materiału źródłowego oraz fakt, że to ostatni sezon, wpłynęły tak pozytywnie na odbiór. Przy czym nie chodzi mi o to, że cieszyłem się z zakończenia serialu. Mam wrażenie, że autorzy będący świadomi końca zrealizowali ten sezon inaczej, jakby na większym luzie, zachowując przy tym własny klimat. Trochę tak, jak zmiana nastroju między sezonami dwa i trzy serialu Legends of Tomorrow. Poza tym akcja faktycznie dąży ku czemuś. Nie ma poczucia dreptania w kółko lub w tę i z powrotem, jak to było w poprzednich sezonach przy okazji utarczek na linii Runaways – The Pride.
Na pożegnanie otrzymałem też kilka dodatkowych niespodzianek. Pierwszą był odcinek ze specjalnym udziałem Cloak & Dagger, którzy wystąpili tu w innym charakterze niż w komiksie, ale równie satysfakcjonującym. Drugą był ostatni odcinek spinający w całość wszystkie trzy sezony. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że warto było przemęczyć się przez dwa pierwsze, żeby zobaczyć, jak w tym odcinku robią sobie z nich jaja (pomimo poważniejszego wydźwięku w kilku scenach). Trzecią jest motyw zdrajcy, który uważałem za pominięty / rozwiązany inaczej. Co prawda ta wersja również nie jest stricte komiksowa, ale o niebo lepsza od tego, co wydawało się jej zastępstwem w sezonie 2.
Trzeci sezon jest zdecydowanie najfajniejszy w odbiorze. Szkoda, że dopiero na koniec wyszło takie widowisko. Bo nie każdemu będzie chciało się męczyć przez 20 z 30 odcinków, żeby się dobrze pobawić. Moja ocena: 4.
niedziela, 23 lutego 2020
niedziela, 16 lutego 2020
Agents of S.H.I.E.L.D. – Season 6
Wraz z zakończeniem piątego sezonu spodziewałem się końca serii. Niemniej jednak nie to jest największym problemem szóstego.
Już sam początek rozczarowuje. Piąty sezon wspominał o trwającej inwazji Thanosa. Szósty po pierwszej scenie przeskakuje o rok… w największe bagno po pstryknięciu, do którego postanawia nie odnieść się ani razu. Kolejną rzeczą, będącą chyba efektem zaprzestania planowania w obrębie całego uniwersum, jest poruszenie kwestii wymiarów równoległych. Coś, co w filmach miało pojawić się dopiero w Spider-Man: Far From Home.
No ok, ale jeśli pominiemy kulejącą integrację z MCU, czy S6 ma coś do zaoferowania? Moim zdaniem nie. Na dzień dobry ekipa jest rozbita, ale żaden z wątków nie angażuje. Ani kosmiczna wyprawa, ani alter-Coulson, ani nowe zagrożenie, które spina oba wątki. Na domiar złego tempo opowieści leży i kwiczy. Po bodajże 7 odcinkach ma się wrażenie, że ktoś za szybko zamknął wątek głównego antagonisty, a tu wątpliwa niespodzianka… wątek trwa i wlecze się do samego końca. Z kolei finał robi numer rodem z Piratów z Karaibów: Latający Holender musi mieć zawsze kapitana, a agenci muszą mieć zawsze Coulsona… Jedynym pozytywnym aspektem fabularnym są wspomnienia o czwartym sezonie, a konkretnie o wydarzeniach z Ghost Riderem.
Podsumowując, szósty sezon jest okropnie nudny. Oprócz nieprzemyślanej integracji z MCU na jego niekorzyść działa też to, że ogląda się go tuż przed albo, jak w moim przypadku, po Endgame. Gdy stawki są już znane, wiadomo dokąd zmierza ta największa, zwyczajnie nie chce się tracić czasu na coś, co szczyt świetności ma za sobą i z jakiegoś powodu nadal otrzyma kolejny sezon. Moja ocena: 2.
Już sam początek rozczarowuje. Piąty sezon wspominał o trwającej inwazji Thanosa. Szósty po pierwszej scenie przeskakuje o rok… w największe bagno po pstryknięciu, do którego postanawia nie odnieść się ani razu. Kolejną rzeczą, będącą chyba efektem zaprzestania planowania w obrębie całego uniwersum, jest poruszenie kwestii wymiarów równoległych. Coś, co w filmach miało pojawić się dopiero w Spider-Man: Far From Home.
No ok, ale jeśli pominiemy kulejącą integrację z MCU, czy S6 ma coś do zaoferowania? Moim zdaniem nie. Na dzień dobry ekipa jest rozbita, ale żaden z wątków nie angażuje. Ani kosmiczna wyprawa, ani alter-Coulson, ani nowe zagrożenie, które spina oba wątki. Na domiar złego tempo opowieści leży i kwiczy. Po bodajże 7 odcinkach ma się wrażenie, że ktoś za szybko zamknął wątek głównego antagonisty, a tu wątpliwa niespodzianka… wątek trwa i wlecze się do samego końca. Z kolei finał robi numer rodem z Piratów z Karaibów: Latający Holender musi mieć zawsze kapitana, a agenci muszą mieć zawsze Coulsona… Jedynym pozytywnym aspektem fabularnym są wspomnienia o czwartym sezonie, a konkretnie o wydarzeniach z Ghost Riderem.
Podsumowując, szósty sezon jest okropnie nudny. Oprócz nieprzemyślanej integracji z MCU na jego niekorzyść działa też to, że ogląda się go tuż przed albo, jak w moim przypadku, po Endgame. Gdy stawki są już znane, wiadomo dokąd zmierza ta największa, zwyczajnie nie chce się tracić czasu na coś, co szczyt świetności ma za sobą i z jakiegoś powodu nadal otrzyma kolejny sezon. Moja ocena: 2.
niedziela, 9 lutego 2020
Toren
W Toren gracz wciela się w dziewczynę Moonchild zrodzoną w dziwnej wieży. Od momentu narodzin jej celem jest wspinaczka na
Jak już wspomniałem – każdy (oprócz
Graficznie Toren prezentuje się średnio już na zrzutach ekranu. W akcji jest jeszcze gorzej. Wspomniane projekty otoczenia uzupełnione o niektóre tekstury i ciekawą paletę
Fabuła w swoich założeniach jest prosta i opowiadana małymi fragmentami. Problem z nią jest jeden – jeśli zrobicie przerwę na jakiś czas, powrót do jej poematycznej natury
Tylko do muzyki nie da się przyczepić. Ta jest po prostu świetna. Ciekawa, dobrze dobrana, nie pozwalająca zapomnieć o atmosferze opowieści. Najlepszym wyjściem byłoby sprzedawanie ścieżki dźwiękowej jako produktu, a gry jako DLC, ale taki wariant nie przejdzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)