niedziela, 1 maja 2011

The Chronicles of Narnia: The Voyage of the Dawn Treader

Trzecia część przygód rodzeństwa Pevensie w krainie Narnii. Pierwszy film był naprawdę przyzwoitym wstępem do magicznego świata, drugi jego całkiem dojrzałym rozwinięciem, trzeci... No cóż...

Od razu przyznam się, że książek nie czytałem. Tak więc oceniam film jako film, a nie adaptację. Naturalnym jest też to, że jeśli jakiejś kluczowej informacji nie przeniesiono do filmu, odbiorę go inaczej, niż czytelnicy, którzy tak czy siak o tej informacji wiedzą i dopowiedzą sobie, co trzeba.

Łucja oraz Edmund ponownie trafiają do Narnii. Tym razem towarzyszy im młodszy kuzyn – Eustachy. Cała trójka ląduje na środku oceanu. Ratuje ich Kaspian (teraz już król) oraz jego załoga. Celem ich podróży jest odnalezienie siedmiu baronów Telmaru, których wuj Kaspiana chciał zabić, gdy młodzieniec przejmował tron. Owa siódemka to najbliżsi i najbardziej lojalni współpracownicy ojca Kaspiana. Uciekli w kierunku Samotnych wysp, po czym słuch o nich zaginął.

No jest to jakiś początek. Niestety w moim przekonaniu główny cel rozmywa się dosyć szybko (w połowie filmu już w zasadzie nie wiedziałem, po co i dokąd płyną, no może poza tym, że chcą zebrać 7 mieczy oraz uratować ludzi porwanych w trakcie filmu przez zielony dym). Właśnie – zielony dym – to ma być główny antagonista? Po co porywa ludzi? Dlaczego sposobem działania przypomina Gozera z Ghostbusters (serio, po jednym z dialogów obstawiałem, że pojawi się piankowy marynarzyk)? Nawet moja żona, będąca fanką tak książkowego oryginału jak i filmów, nie mogła się powstrzymać przed żartowaniem na temat owego dymu, nawiązując do Lostów.

Wizualnie jest w porządku, aktorzy się spisują. Zwłaszcza Will Poulter jako Eustachy daje niezły popis. Jego postaci od początku się nie lubi i ma się ochotę obić mu gębę, ale to tylko świadczy o jakości jego gry. Do wad zaliczę wspomniane problemy z wątkiem głównym, nieprzekonujące motywacje bohaterów, niewystarczające wyjaśnienia, brak wyrazistego antagonisty oraz pozamiatanie niektórych postaci pod dywan, by zrobić miejsce na kolejne (co podobno w książce też ma miejsce, z tymże nie tak na chama/byle szybciej). Ostatnim prztyczkiem w nos tego filmu będzie polskie tłumaczenie - niedokładne, zbyt dosłowne, tak jakby tłumacze nie wiedzieli, że niektóre zwroty tłumaczy się na kilka sposobów, zależnie od kontekstu.

Jeśli komuś podobały się 2 poprzednie części (jako filmy, niekoniecznie adaptacje), to i tę może obejrzeć. W przeciwnym razie nie ma sensu się męczyć. Ode mnie 3+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz