poniedziałek, 9 maja 2011

Black Swan

Nina jest baleriną, która ma zastąpić dotychczasową królową łabędzi w Jeziorze łabędzim. Problemy zaczynają się, gdy ma odegrać tytułowego czarnego łabędzia. Nina dysponuje świetną techniką, ale przez swoje dążenie do perfekcji zatraciła część emocji, przez co jej taniec jest jak kwestia czytana przez aktora: świetna dykcja, zero gry. Jednak dziewczyna jest gotowa zrobić wszystko, by idealnie zatańczyć, nawet jeśli to ma oznaczać zagłębienie się w obce jej emocje, stanowiące mroczną część osobowości.

Natalie Portman zasłużenie dostała Oscara, nawet jeśli nie wszędzie tańczyła. Problemem jest cała reszta filmu. Zdjęcia – w porządku, montaż – cacy, klimat – całkiem dobry. Teraz z drugiej strony: historia – banalna, rozwój wydarzeń – przewidywalny, zakończenie – oczywiste. Dla jednych będzie to arcydzieło, dla mnie taka uboższa wersja Perfect Blue. Jak internet długi i szeroki znajdziecie porównania Black Swan do tegoż właśnie anime. Po prawdzie to nie mają aż tak wiele wspólnego. Łączy je przede wszystkim motyw głównej bohaterki, odrywającej się od rzeczywistości w dążeniu do własnego celu i to tyle. Patrząc przez pryzmat tego jednego zagadnienia Perfect Blue jest zwyczajnie lepiej zrealizowany. Do tego Perfect jest ciekawiej opowiedziany i ma w sobie pewną dynamikę. Black Swan się wlecze, banał goni banał i ogląda się go bez przekonania. Rozumiem, że komuś może się podobać, mnie akurat nie bardzo. Ocena: 3+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz