Naprawdę ciężko napisać coś o fabule tego anime bez używania spoilerów. I nie chodzi tu o szczegóły samej opowieści, ale np. sposobu jej przedstawienia, który jest kluczowym elementem w trakcie seansu.
Keiichi Maebara przeprowadza się do Hinamizawy – małego japońskiego miasteczka, położonego gdzieś na wygwizdowiu. Jest to miejscowość tego samego rodzaju co Twin Peaks – na pierwszy rzut oka panuje tu sielanka, ale z czasem wychodzi na jaw, iż nic nie jest takie, jak się wydaje, a mieszkańcy mają wiele do ukrycia. Keiichi zostaje przyjęty przez koleżanki z klasy do klubu skupiającego się na wspólnych zabawach. Podczas pobytu w Hinamizawie dowiaduje się też, że kilka lat wcześniej miał tu miejsce pewien incydent. Rząd próbował przesiedlić mieszkańców i wybudować tamę (która spowodowałaby zalanie okolicy). Doszło do starć między zwolennikami i przeciwnikami pomysłu, a w tym samym czasie dopuszczono się też paskudnego linczu na jednym z robotników. Od tamtej pory każdego roku w okolicach lokalnego święta 1 osoba zostaje zamordowana, druga przepada bez śladu. A to dopiero początek tajemnic.
Pierwszy sezon jest poprowadzony rewelacyjnie. Z jednej strony mamy tu lekką komedię rodem z haremówek i romansideł, z drugiej naprawdę dobry horror (składa się na to zarówno atmosfera, jak i krwistość niektórych scen). Ilość podawanych informacji pozwala nam na snucie własnych domysłów na temat wydarzeń z Hinamizawy. Animacja jest śliczna, całość bardzo szczegółowa. Szkoda tylko, że proporcje postaci zmieniają się czasem tak zupełnie bez sensu (i nie mówię tu o stosowaniu np. super deformed na rzecz części humorystycznych), jakby rysownicy nie wiedzieli, czy dana postać ma być tylko szczupła, czy już anorektyczna. Muzyka powoduje, że ciarki chodzą po plecach. Już sam opening sprawia, że widz może poczuć się nieswojo. Do tego dochodzi świetne udźwiękowienie. Jeśli ktoś oglądał Twin Peaks, to zapewne pamięta ujęcia lasu i podkreślony szum wiatru między drzewami. Pierwszym uczuciem był zazwyczaj zimny dreszcz, bo już za chwilę mogło wydarzyć się coś niepokojącego. W Higurashi użyto podobnego zabiegu, ale z jeszcze lepszym skutkiem.
Higurashi no Naku Koro ni Kai jest niczym innym, jak drugim sezonem serii. Fragmentów komediowych jest tu odczuwalnie mniej, gdyż nacisk położono na wyjaśnienie wszystkich zawiłości fabularnych. Odbiło się to też na elementach horroru. W serialu dalej jest obecne napięcie, ale ma ono inny wydźwięk niż poprzednio. Design postaci nie jest już tak chaotyczny, jak poprzednio, więc za to należy się plus. Opening już nie powoduje emocji, a szkoda. Dobrze że chociaż muzyka i udźwiękowienie same w sobie trzymają ten sam poziom, co poprzednio. Największym problemem drugiego sezonu jest jego... druga połowa. Dokładnie w samym środku tegoż wszystkie karty są już wyłożone na stół i nawet jeśli dodawane są nowe detale do głównego wątku, to nie są one w stanie nas zaskoczyć. Koniec końców oglądamy drugą połowę serii Kai tylko po to, by wiedzieć, jaki finał przygotowali twórcy.
Higurashi no Naku Koro ni Rei jest z kolei OAVką powiązaną w stopniu minimalnym z główną serią. Pierwszy odcinek to komedia tak absurdalna, jak tylko anime może być. Kolejne 3 to 1 historia nawiązująca poniekąd do swoich poprzedniczek. Ostatni odcinek to znowu single shot. Brak tu klimatu znanego z oryginału i generalnie należy Rei traktować jako ciekawostkę. Natomiast jeśli nie chcecie psuć sobie wrażeń z poprzednich odsłon, to tę możecie sobie zwyczajnie darować.
Na całą markę składa się też stos gier i mang, 2 filmy live action oraz bonusowa mini seria Nekogoroshi-hen, ale żadne z nich nie jest wymagane, by w pełni cieszyć się dwoma sezonami Higurashi no Naku Koro ni. Sezon pierwszy dostaje ode mnie mocną 5, drugi 4+, Rei 3-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz