sobota, 14 maja 2011

Shank

Co jakiś czas mówi się o tym, iż pewne gatunki gier umarły śmiercią naturalną, lub stały się domeną konsol. Na szczęście gadanie sobie, a rzeczywistość sobie.

Gdyby Quentin Tarantino i Robert Rodriguez chcieli zrobić film animowany, będący połączeniem Desperado i Kill Billa, wyszedłby Shank. Gra opowiada historię tytułowego Shanka, który pracował dla Cesara – lokalnego gangstera. W momencie gdy nasz killer odmówił wykonania zadania, dostaje łomot od przydupasów szefa. Przy czym na próbie ubicia się nie kończy, te same cwaniaki zabijają dziewczynę Shanka. Cóż, spartolona robota ma to do siebie, że mści się na partaczu. Shank powraca i jest żądny zemsty!

Ot, prosty pomysł na grę beat ‘em up. Tak jak za czasów Final Fight czy Double Dragon, podążamy prawie cały czas w prawo, tniemy nożami, maczetami, piłą motorową i kataną, strzelamy z pistoletów, uzi i shotguna (cięższy sprzęt oraz granaty też się znajdą). Do tego dochodzą rzuty, chwyty, duszenia (jak zdobędziemy łańcuch), doskoki, blok, uniki. Od czasu do czasu przyjdzie nam też trochę poskakać w sposób, którego nie powstydziłby się książę Persji. Na końcu każdego poziomu czeka nas pojedynek z nieco większym twardzielem. Zwykłych sługusów można załatwić w dowolny sposób. Z bossami trzeba nieco pokombinować, by ich efektywnie wykończyć, w przeciwnym razie będą mieli mnóstwo czasu, by nas sponiewierać. Cała gra jest cholernie dynamiczna, a łączenie poszczególnych ataków przyjdzie z łatwością każdemu, kto posiedzi przy niej choćby kilka minut.

Graficznie Shank prezentuje się znakomicie. Przy okazji udowadnia, że rzeczy animowane nie muszą być skierowane do dzieci. Tutaj krew leje się non stop, a kreskówkowe ludki zwijają się w bólu. Animacja sama w sobie jest pierwszorzędna. Nie ma mowy o jakimkolwiek spadku liczby klatek na sekundę. Zrzuty ekranu nijak nie oddadzą tego, z jaką płynnością to wszystko śmiga. Polecam obejrzeć jakiś gameplay na Youtube, albo ściągnięcie dema gry. Poziomy przetykane są filmikami. Część z nich jest odpalana także w trakcie poziomu, w jakimś mniejszym okienku, co daje efekt iście komiksowy.

Od strony dźwiękowej też jest bez zarzutu. Muzyka jest klimaciarska, postacie drą się w niebogłosy, a każdy większy twardziel ma gadkę rodem z wcześniej wspomnianych filmów.

Bardzo fajnym zabiegiem jest tryb gry na 2óch graczy przy 1 kompie. Zamiast wałkowania tych samych poziomów, co w single playerze, otrzymujemy zupełnie nowy zestaw, stanowiący prolog do historii opowiedzianej w trybie dla jednego gracza. Brawo!

Problemy z Shankiem mam 2. Pierwszym jest sterowanie. Już sama gra na dzień dobry uprzedza nas, że lepiej podpiąć sobie pada. Co prawda grę można i tak skończyć za pomocą klawiatury, ale szczyt wygody to nie jest. Zwłaszcza, że postać miewa opóźnione reakcje na wciskane klawisze (najczęściej na skok). Drugim problemem jest stosunek cena/długość rozgrywki. Zdaję sobie sprawę, że to gra typu indie (choć logo EA temu przeczy), ale nadal 3 godziny (no, prawie 4) w trybie dla 1 gracza w cenie około 40 zł (9.99 euro na Steamie) to nie do końca udany interes. Jeśli jednak cena was nie odstrasza, albo trafi się okazja (promocje na Steamie to norma), to warto w Shanka zainwestować. Prosta i niezobowiązująca rozrywka w dobrym wydaniu. Ode mnie 4+.

1 komentarz:

  1. Gram i jestem zachwycony - dawno nie grałem w tak miodne mordobijstwo chodzone. Naprawdę dawno.

    Co do sterowania klawiaturą - dobra klawiatura na USB daje radę. A przyznam się, że wolę klawiaturę od pada. ;)

    OdpowiedzUsuń